środa, 1 marca 2017

PDAW: Rozdział 10: Zdjęcia

Przepraszam za opóźnienie, ale blog nie zapisał mi tego co napisałam, a w tygodniu nie miałam czasu pisać. Wybaczcie, ale mam 66 dni do matury i trochę trzeba poświęcić się nauce. Zapraszam do czytania i komentowania!

Wyszliśmy z domu Pottera w niezłej szoku. Załatwili mu niezłą ochronę, ale żeby od razu wiązać ludzi? Bo co? Bo byliśmy w Slytherinie? Bezczelne, chamskie i pokazuje jak bardzo niektórzy są ograniczeni umysłowo.

- Gdzie tu można zjeść jakieś śniadanie? - zapytała się mnie Pansy

- Na końcu tej uliczki powinna być knajpka - wskazałem jej kierunek ręką

- No to idziemy, bo umieram z głodu - Nott ruszył szybkim krokiem, a wszyscy poszli za nim

- Co jak co, ale podziwiam tych co czyhają na życie Pottera - stwierdził nagle Zabini - On ma obstawę lepszą niż królowa

- A czego się spodziewałeś? To jest Chłopiec-Który-Przeżył - skomentował Goyle

- I to dwa razy haha

Dalej szliśmy raczej w milczeniu. Co.nie było dziwne, bo po zarwanej nocy każdy był jak zombie i marzyliśmy tylko o ciepłej kawie i śniadaniu. Tylko jak zdążyłem wziąć szybki prysznic, bo miałem łazienkę w pokoju, ale moi przyjaciele nie mieli nawet czasu na umycie twarzy czy zębów. A wszystkiemu winna była ta Ruda Wiewióra. Jakbyśmy chcieli im coś zrobić to nikt by nie spał w salonie na ziemi, prawdam? Weasley'jowie zawsze mieli problemy z myśleniem. No może poza Billym i bliźniakami, ale i tak nigdy nie przyznam tego na głos. W końcu nasze rodziny nigdy nie dażyły się wielką sympatią.

- No to jesteśmy - ucieszył się Blaise

- W końcu. Już myślałem, że zasnę W drodze

Knajpka okazała się osiedlowym bistro, w którym można było zjeść śniadanie, lunch albo po protu wyskoczyć na kawę. Zajęliśmy jeden z największych stolików i zabraliśmy się za czytanie menu. Ja wybrałem sałatkę z tuńczykiem, kawę i herbatę. Pansy to samo, oprócz herbaty. Zabini wybrał kanapki i kawę, a Crabe i Goyle naleśniki z owocami i oczywiście kawę. Dałem kelnerce znak ręką, że może już przyjść po zamówienie. Kelnerką była młoda dziewczyna, która mogła mieć 16, może 17 lat. Spisała wszystko w małym notesiku i poszła do kuchni. Siedzieliśmy w milczeniu do momentu pojawienia się przed nami kopert z pieczęcią ministerstwa.

- Czyli jeszcze czeka nas przeprawa przez Ministerstwo? Świetnie. - Zirytowała się Pansy. Kiedy skończyłem czytać swój list, pojawiła się przede mną mała karteczka zgięta na pół.

- Chwila?! Przecież Potter im wyjaśnił, że sam nas zaprosił? Czego oni od nas jeszcze chcą? -

- Potter wysłał mi drugi liścik, w którym pisze, że chodzi tylko o kwestię jego zamieszkania. Chce mieć pewność, że nikt się o tym nie dowie.

- Merlinie... Ja rozumiem, że to Złoty Chłopiec, ale bez przesady. Komu mamy niby to powiedzieć? My nawet nie mieszkamy w Londynie - wkurzył się Crab.

- Ja na pewno nie będę składał, żadnej wieczystej przysięgi - zapewnił Zabini.

- Nie sadzę, żeby o to im chodziło. Z tego co wiem, to wieczysta przysięga nie jest do końca legalna. - Mówiąc to próbowałem uspokoić samego siebie. Widziałem nie raz jej działania i nie chciał bym przechodzić przez to znowu i to na własnej skórze. Resztę posiłku spędziliśmy w milczeniu. Głównie przez męczącego nas kaca i ogólne zaspanie. Dobrze, że chociaż jedzenie było smaczne, czego nie się spodziewałem po tym miejscu. Jak skończymy jeść, to chyba przejdziemy się do Hogsmeade po eliksir na kaca, bo widzę, że Blaise, Crab i Goyle chcieli nadrobić stracony czas i chyba przesadzili z ognistą. Mugolską wódką też pewnie nie pogardzili. Najlepiej z nas wyglądała Pansy. Dziecko sprawiło, że wydoroślała, bo wypiła jedynie kremowe, ale przez chłopaków i tak zarwała nockę. Widać to było po ciemnych cieniach pod oczami. Mi się udało ich pozbyć zimnym prysznicem z czego bardzo się cieszę, bo nie mógłbym się tak pokazać na oczy. Przez moją mlecznobiałą cerę byłoby je widać dwa razy bardziej niż u innych.

- Co Wy na to, żeby później wybrać się do Hogsmeade po eliksir na kaca? - Wypowiedziałem swoje myśli na głos.

- Jestem jak najbardziej za! Moja głowa pęka - żalił się Crab.

- A ja chętnie pochodzę po sklepach, bo dawno tam nie byłam - ucieszyła się Pansy

- No to wszystko ustalone

...

Papiery, papiery... Kocham tę robotę, ale czemu trzeba się bawić z tymi świstkami! O wszystkim muszę napisać! Ile poszło eliksirów, jakie były straty finansowe, czyli zepsute miotły, szaty i inne rzeczy, które są tak samo ważne jak zeszłoroczny śnieg. Cedrica tu zatrudnili do papierkowej roboty i co? Nadal na moim biurku wita mi stos teczek do uzupełnienia. Nie mogę tego olewać, bo od razu dowalili by się z kontroli, więc nie wiem gdzie oni widzą u nas burdel z papierami. Do tego muszę wymyślić jak załatwić sprawę Diggory'ego. Nie wiem co się z nim stało... On był wzorem typowego Puchona. Miły, przyjacielski, a tu nagle szuja gorsza od niejednego Ślizgona. Może to wojna go tak zmieniła? Leżał długo w szpitalu, bo oberwał paroma klątwami, ale mówili, że nie ma żadnych skutków ubocznych. Nie licząc kilku blizn, ale kto ich nie miał po wojnie? Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi:

- Panie Potter? - Do mojego pokoju weszła sekretarka, która pełnia również rolę księgowej, więc większość papierów, które uzupełniałem, trafiały do niej. Tym bardziej nie wiem, po co zatrudnili tego idiotę.

- Słucham?

- Pan Cedric chciał z Panem rozmawiać, ale mówił mi Pan, że nie chce go widzieć, więc przyszłam zapytać czy mogę do wpuścić. - Bardzo ją lubiłem. Była to kobieta ok. 30, ale po jej wyglądzie nie było tego widać. Nadal była atrakcyjną kobietą. A co do mojego gościa. Nie chciałem o nim nawet słyszeć, a co dopiero go widzieć, ale nie mam wyjścia. Pracuje tutaj i w żaden sposób nie zdołam go unikać. Jedyne wyjście to zwolnienie i dożywocie w Azkabanie, ale to raczej nie wchodziło w grę. A może by tak umoczyć go w jakąś sprawę ze Śmierciożercami? Napisać, że jest ich szpiegiem i chce mnie wydać. Nie wywinął by się z tego. W końcu kto mi nie uwierzy? Nie, nie... Myślę jak Ślizgon. Jaki by on nie był, to nie mogę tak zrobić... Niestety.

- Panie Potter? To co mam zrobić? - Merlinie! Całkowicie zapomniałem, że ona nadal tu stoi.

- Wpuść go. Jak już przyszedł,to niech wejdzie. - Za jakie grzechy? Co jak komu zrobiłem?

- Witaj, Harry. - I ten jego "przyjazny" uśmiech. Może spróbuję być miły to da mi spokój? Ten jeden raz spróbuję po dobroci, a jak nic z tego nie wyjdzie to się poddaję.

- Witaj, Cedricu. Co Cię do mnie sprowadza? - Ocho. Widzę zdezorientowanie na jego twarzy.

- Szczerze? Nie spodziewałem się, że mnie wpuścisz.

- Nie żartuj - machnąłem ręką, jakby własnie powiedział dobry żart. - W końcu razem pracujemy. Więc co Cię do mnie sprowadza?

- Przyszedłem zapytać, czy skończyłeś już sprawozdanie z ostatniej akcji. - Jakbym nie poznał go od jego bezwzględnej natury, to w życiu bym go o nią nie skarżył.

- Prawie tak. Mam tylko problem z wypisaniem szkód. Nie pamiętam już jakie eliksiry poszły. Będę musiał pójść do naszego magazynu i wszystko przeliczyć, bo niestety nie zawsze jest czas, żeby wszystko zapisywać.

- Rozumiem. No to mam nadzieję, że szybko do tego dojdziesz. Podrzucisz mi potem dokumenty?

- Pewnie - uśmiechnąłem się szeroko. Co ja robię? Uśmiecham się do wroga? Oby to przyniosło jakieś efekty. Może w końcu zrozumie, że ułożyłem sobie życie i da mi święty spokój. A teraz na prawdę, będę musiała iść do naszego magazynku i przeliczyć wszytko. Potem jeszcze czeka mnie banda Ślizgonów.

- Pani Brooke, jeśli ktoś będzie mnie szukać, to będę w naszym magazynie

- Dobrze

Magazyn to duże wyolbrzymienie. Było to małe pomieszczenie w kształcie kwadratu dwa metry na dwa. Na każdej ze ścian były półki, a na nich eliksiry. Mnie najbardziej obchodziła prawa strona, bo z niej zawsze brałem eliksiry na misje. Od razu widziałem, że policzyłem za mało regenerujących i tych przyśpieszających gojenie ran. Wziąłem ze sobą całą teczkę, więc wszystko dopisywałem. Po jakich piętnastu minutach skończyłem. Nie śpieszyłem się specjalnie, a i tak poszło mi szybciej niż zazwyczaj. Teraz czeka mnie odwiedzenie Cedrica. Super. O tym marzyłem. Zamknąłem nasz "magazyn" i poszedłem w kierunku biura księgowości. Zapukałem i usłyszałem męski i niski głos, który nie należał do przyjaznych.

- WEJŚĆ

- Dzień dobry - przywitałem się grzecznie.

- O! No proszę. Pan Harry Potter we własnej osobie. Rzadki gość u nas. - Nie wiem co mam myśleć na temat tych słów, ale mniejsza z tym. Chcę szybko wszystko załatwić i mieć święty spokój.

- Szukam Cedrica. Chcę przekazać mu dokumenty

- Dobrze. Pana Cedrica nie ma, ale może je Pan zostawić w jego pokoju - wskazał mi ręką drzwi po lewej stronie.

- Dziękuję. -No to poszczęściło mi się. Jak dobrze pójdzie, to nie zobaczę go już dzisiaj na oczy. Tęsknić na pewno nie będę. Położyłem teczkę na jego biurku i od razu obudziła się we mnie gryfońska ciekawość. Pogrzebałbym mu w biurku, ale jak wróci? To będzie mój koniec. Raz się żyje. W końcu muszę wiedzieć na czym stoję. Otwarłem pierwszą szufladę. Wcześniej musiałem rzucić parę zaklęć, żeby to zrobić. W takich chwilach się cieszę z wiedzy zdobytej na szkoleniach aurorów. Wycignąłem pierwszą teczkę i nogi się pode mną ugięły... Te zdjęcia. Wszyskie wspomnienia wróciły. Patrzyłem na nie jak zahipnotyzowany nie wiem jak długo, nie wiem nawet kiedy usiadłem na krześle. W końcu się ocknąłem. Schowałem teczkę do szuflady, zamknąłem ją i zabezpieczyłem tymi samymi zaklęciami. Podniosłem się z krzesła i akurat wszedł on.

- O! Już wszystko policzyłeś? - uśmiechnął się jak zwykle.

- Tak. Teczka jest na biurku - ruszyłem w stronę drzwi.

- Zaczekaj! Może pogadamy i wypijemy kawę?

- Nie, dziękuję. Mam jeszcze dużo pracy - opuściłem jego pokój w pośpiechu, żeby nie zdążył mnie zatrzymać, bo wtedy bym o zabił. Dlaczego znowu chce mnie szantażować? Cały czas w głowie krążyły mi te zdjęcia i w żaden sposób nie mogłem się ich pozbyć z moich myśli.

...

Dziękuję za przeczytanie. Chciałbym zaprosić na nowe opowiadanie mojej przyjaciółki. Zapowiada się nieźle, więc zapraszam serdecznie! https://www.wattpad.com/376813169-zmieniona-rozdzia%C5%82-1