piątek, 21 marca 2014

Rozdział 29: Bal Jesienny część 2

Przepraszam!!! 

Aż głupio mi tutaj wchodzić... Boję się sprawdzać, kiedy obiecywałam nowy rozdział :c Wiem, że tłumaczenia tutaj nic nie pomogą, ale na swoje usprawiedliwienie mam tyle, że ostatnio stres zżera do tego poziomu, że moja wena jest na kompletnym minimum... Wybieranie nowej szkoly, przez ostatnie dwa tygodnie chodzenie po lekarzach i straszenie operacją, której i tak nie będzie... Do tego w szkole nawał obowiązków ._. Jeszcze raz bardzo Was przepraszam i mam nadzieję, że ktoś jeszcze czeka na nową notkę ._.
Zapraszam do czytania i komentowania (można bić, krzyczeć i co tam jeszcze chcecie)

...

Zapłaciwszy, wyszli ze sklepu, bogatsi o dodatkową szatę.
 - Która godzina?
 - Pięć po pierwszej. - odpowiedział Ron.
 - To może skoczymy na kremowe by rozluźnić się przed balem?
 - Ymm... Czytasz w moich myślach. - powiedział rozmarzonym głosem.
 - No to...
 - Kierunek! Trzy miotły!!
 - Hej ho, hej ho...
 - Na piwko by się szło!!
 - Hej ho, hej ho, hej ho, hej hooooo!
 - Upić by się szłoooo!
 - Hahahaha no kariery muzycznej to my nie zrobimy - śmiał się Harry.
 - Ale za to jako stali bywalcy Trzech Mioteł to już tak!
 - Hehehe co racja to racja. O! Patrz! Nasze królestwo...
 - Merlinie... Tyle wygrać...
 - Ziemia obiecana...
 - Co? - zdziwił się Ron.
 - Ech... Nic, nic... Wchodzimy!
...
Weszli do środka, kurtki powiesili na wieszaku przy wejściu i usiedli przy jednym ze stolików. Prawie od razu podszedł do nich młody kelner.
 - Co podać?
 - Trzy kremowe piwa, jedno z imbirem. - powiedział automatycznie Harry, a rudzielec wybuchł śmiechem. Gdy Gryfon uświadomił sobie swój błąd również parsknął śmiechem, a gdy spojrzał na zdezorientowanego kelnera powiedział dusząc się ze śmiechu:
 - Prze... Przepraszam. Dwa piwa kremowe.
 - Dobrze, zaraz będą. - Tak jak powiedział kelner, po jakiejś minucie pojawiły się przed nimi dwa kufle.
 - Ech te wspomnienia... - rozmarzył się Ron. - Pamiętasz jak w trzeciej klasie, zaczęliśmy się razem wymykać, bo nie miałeś pozwolenia od wuja? Nawet Hermiona dała się namówić i poszła z nami kilka razy, oczywiście nie wliczając w to sytuacji, kiedy zrywaliśmy się z zajęć...
 - Ta pamiętam... A pa..pa..miętasz -zielonooki trząsł się ze śmiechu - jak wpadliśmy na Filcha i...i... zaczęliśmy spierdalać pod peleryną, a w końcu wpadliśmy do jakiejś klasy, a on tam klną na korytarzu hahaha....
 - O Boże.... to było epickie! -Weasley otarł łzy śmiechu.
 - Potem napatoczyli się Crab i Goyle i dostali szlaban...
 - Idioci nie wiedzieli o co chodzi, a za karę musieli myć kible...
 - Szkoda, że za niedługo trzeba opuścić te mury... - posmutniał Harry.
 - Taa..., ale przecież to nie oznacza końca naszej przyjaźni! - klepnął go w plecy Ron - Nie zapomnij, że jeszcze szkolenia aurorów przed nami! - Na te słowa Harry wydusił z siebie coś w stylu "mhh"
 - No co? Nie mam racji? - zdziwił się.
 - No bo widzisz... Ja chyba spasuję...
 - Ale z czym? - rudzielec chyba oszukiwał sam siebie, że nie wie o co chodzi.
 - Nie chcę być aurorem... - na te słowa Gryfon zakrztusił się swoim piwem.
 - COO?! Harry! To było nasze marzenie! Mieliśmy chodzić na wspólne misje! Ratować świat!
 - I właśnie o to chodzi... Ratować świat! A co ja? Batman?
 - Yyy kto?
 - Nieważne... Chodzi mi o to, że od 11 roku życia mam  ratować świat! Nawet nigdy nie myślałem o sobie pod tą ciągłą presją... "Złoty Chłopiec nas uratuje!"... Ten Wasz Złoty Chłopiec nawet nie wiedział przez długo czas, że jestem gejem... Odkryłem to dopiero w te wakacje... Nigdy wcześniej się nawet nie domyślałem...
 - Nie wiedziałem, że tak to odczuwasz...
 - Ale nie jesteś na mnie zły?
 - No coś ty! Na ciebie?! Jesteś dla mnie jak brat! - Ron zrobił dziwną minę.
 - No co?
 - Jak się dowiedziałeś, że jesteś gejem? - Harry rozszerzył oczy ze zdziwienia - Ej! sam poruszyłeś ten temat, a mnie ciekawość zżera!
 - A nie polecisz z tym do Proroka?
 - Żartujesz? Przegapić taką okazję na niezłą kasę? Opowiadaj, no już! - Gryfon prawie podskakiwał na krześle.
 - Ech... No powiem, bo inaczej zaraz tu coś rozwalisz....
"To było jakoś w trzecim tygodniu wakacji.... Dursley'owie wyjechali na wakacje. Przez pierwszych kilka dni siedziałem w domu, bo oczywiście miałem do zrobienia mnóstwo rzeczy, ale jak już skończyłem. to po prostu mi się nudziło, więc wyciągnąłem pieniądze, które w roku szkolnym wymieniłem na mugolskie i postanowiłem, że muszę sobie kupić jakieś ubrania, w których nie będę wyglądać jak menel. Wszedłem do pierwszego sklepu i okazało się, że jestem wybrednym klientem, bo nic nie kupiłem, tak samo było w dwóch następnych, ale w końcu znalazłem swój raj. Obłowiłem się lepiej niż niejedna dziewczyna, a ekspedientka, która pomagała i dobierać ubrania, dała mi na koniec swój numer telefonu! Nie zrobiła tego jawnie oczywiście... Napisała mi go na paragonie. Gdy wreszcie wyglądałem jak człowiek postanowiłem, że odwiedzę fryzjera i muszę powiedzieć, że nie pożałowałem tej decyzji. Strzygł mnie młody praktykant, ale widać, że widział w tym pasję... I właśnie tu cała historia się zaczyna... Nie wiedziałem o co chodzi z tym pożądliwym spojrzeniem fryzjera... A teraz wiem co oznaczały te jego wszystkie podteksty... Muszę powiedzieć, że do tego też miał talent.. W każdym bądź razie opuściłem salon i dziwnym wyrazem twarzy typu: "Ale o co chodzi?" , a fryzjer uśmiechnął się do do mnie zadziornie. W drodze to domu, wstąpiłem jeszcze do supermarketu, żeby kupić sobie coś do jedzenia, bo oczywiście wujostwo nie zostawiło mi nic do jedzenia... No nie licząc czerstwego chleba. W tamtym momencie cieszyłem się, że musiałem gotować od najmłodszych lat, bo przynajmniej nie miałem problemów ze zrobieniem sobie czegoś do jedzenia. Jak zjadłem to wziąłem do rąk gazetę i znalazłem tam informację, że w jednym z clubów odbędzie się "Melanż Ostateczny". Chyba nie muszę mówić, że gdy tylko to przeczytałem, od razu poszedłem się ubierać. Strażnik na bramce na szczęście nie robił problemów by mnie wpuścić. Przekroczyłem próg drzwi, przeszedłem małym korytarzem,skręciłem w prawo i na tym skończył się mój spacerek bo w środku było tyle ludzi, że nie było szans by cokolwiek zobaczyć, więc dałem się porwać tłumowi i wylądowałem przy barze. Od razu zamówiłem sobie drinka, którego wypiłem duszkiem, bo droga do clubu nie była najkrótsza, a w środku było stanowczo za duszno. Odstawiłem szklankę na bok, a barman zaraz postawił obok mnie kolejną.
 - Przepraszam, ale ja nic nie zamawiałem. - zdziwiłem się.

 - To od tamtego pana. - poinformował mnie wskazując na nieznajomego faceta. Zdziwiłem się, ale zacząłem pić. W pewnym momencie na nieznajomego, padło światło z parkietu i rozpoznałem w nim tego dziwnego fryzjera. Uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie, żeby podziękować mu za drinka, a on oblizał powoli swoje pełne wargi. Potrząsnąłem głową, sądząc, że pewnie było to skierowane do jakiejś dziewczyny, ale żadnej koło mnie nie było, więc znów podniosłem wzrok na fryzjera z pytającym wyrazem twarzy, a jego wargi poruszyły się i mogłem z niech odczytać dwa słowa: "Ty. Chodź." Potem machnął głową, jakby chciał mnie przywołać i ruszył przed siebie, wstałem, ruszyłem za nim i wylądowaliśmy w jakimś ciemnym kącie.
 - Witaj piękny...
 - Ymm... Cześć
 - Mam propozycję... Może darujemy sobie te gry wstępne i przejdziemy od razu do rzeczy... Chodźmy do mnie. 

 - CO?! Ty myślisz, że ja? Nie jestem gejem... - zaśmiałem się nerwowo.
 - Oczywiście... - przejechał dłoniom po moim ramieniu, co o dziwo mi się spodobało. - Możemy zawsze spróbować utwierdzić Cię w tym przekonaniu... Prawda? - przytrzymał mnie w pasie, przyciągnął do siebie i przejechał jeżykiem po mojej szyi. 

 - Myślę, myślę, że to nie może zaszkodzić... Mmm - zamruczałem gdy przygryzł moje ucho. - Jak masz na imię? - wyszeptałem.
 - Brian. - powiedział stanowczo i zmusił mnie do pocałunku. Merlinie... jak on całował....
 - STOP! - krzyknął Ron - resztę mogę sobie wyobrazić...
 - Oj uwierz mi nie możesz... Wszystko co wiem, zawdzięczam jemu! Spotkałem się z nim potem jeszcze parę razy - rozmarzył się.
 - Wierzę na słowo. Ech... musimy się już zbierać.
 - Noo wypadałoby...
...
Weszli do pokoju, w którym czekali już Dean, Seamus i Neville.
 - No wreszcie! Gdzież to były nasze gwiazdy? - zapytał Dean.
 - Na zakupach i w Trzech Miotłach.
 - Zapukach? - zdziwili się.
 - W końcu musieliśmy  w czymś pójść, co nie?
 - W każdym bądź razie, musimy się zacząć stroić, moje drogie panie, bo zaraz wejdę dziewczyny i nas zabiją.
 - Rozkaz, sir!
...
 - Balise!! - darł się blondyn wniebogłosy.
 - Co tam?
 - W co ja mam się ubrać? Pomóż mi...
 - Jeszcze niczego nie wyblała nasia mała dziewcinka? - Zabini pogłaskał Dracona po głowie.
 - A czy ty chcesz, żeby ta "mała dziewcinka" ci zrobiła krzywdę? - Ślizgon zrobił oczka niewiniątka.
 - Boję się ciebie w takich chwilach...
 - Wiem, ale teraz mi pomóż!
 - Okeej, to co tam masz? - Blaise otwarł wielką szafę, w której było więcej garniturów niż w niejednym sklepie. - To może na początek pozbędziemy się tych, w których na pewno się nie pokażesz?
 - Dobry pomysł.
Po jakiś pięciu dziesięciu minutach i kłótniach o tym, który z nich nie zna się na modzie, wylądowali z siedmioma garniturami i trzema smokingami na łóżku.
 - A teraz przymierzamy! - czarnoskóry machnął różdżką i mgnieniu oka przebrał swojego przyjaciela - Ten za luźny... Odpada.
 -Taa
 - Za mały. Żegnamy.
 - Kandydat numer 3 nawet ujdzie. Dawaj następny!
 - I co?

 - Mrr numer 4... Ten, ten i tylko ten! Na żaden inny nie wyrażam zgody!
 - Ale może...
 - Nie! Brałbym Cię w nim, w każdym miejscu na Ziemi.

 - No to przynajmniej sprawę garnituru mamy załatwioną. Teraz włosy.
 - Ech... Kierunek nasza piękna toaleta!

...

Postanowiłam, że podzielę go na jeszcze jedną część, żebyście nie musieli czekać nadal na jakikolwiek odzew z mojej strony. Jeszcze raz chciałabym błagać o wybaczenie i ze skruchą proszę o komentarze, w których możecie pisać co o mnie sądzicie i takim zachowaniu ._.
~Feniksa