Witam, oto nowy nowego opowiadania :D Chyba prolog Wam jakoś za bardzo nie przypadł do gustu, bo nikt za bardzo nie komentował.... Oczywiście nie mam na myśli Patkazy i Weroniki <3, ten rozdział dedykuję Wam, bo jako jedyne wypowiedziałyście się na temat mojego nowego pomysłu i chyba tylko Was to zaciekawiło, bo nikt inny nie wyraził swojego zdania... No cóż... :c
Ps. PDAW - to skrót od "Pomiędzy dobrym a właściwym", czyli od nazwy nowego opowiadania, ten skrót będę umieszczać w każdym tytule nowego rozdziału, żeby było wiadomo co jest od czego ;)
Zapraszam do czytania i komentowania! Jeśli Wam się nie podoba coś, to również piszcie to być może zdołam się poprawić :)
Ps2: Jeśli nie czytałem prologu, jest poniżej.
...
Siedziałem w pokoju mojego apartamentu, który mieścił się w najdroższej dzielnicy Paryża. Można by zapytać kto taki jak Draco Malfoy robi w Paryżu, a raczej w mugolskiej dzielnicy Paryża. Proszę bardzo tu macie odpowiedź. Po wojnie, gdy słynny Złoty Chłopiec Gryffindoru, pokonał wielkiego Czarnoksiężnika by w czarodziejskim, jak i w mugolskim świecie, mógł zapanować spokój i harmonia, nasz ród nie był zbyt mile traktowany... Co z tego, że prawie przypłaciliśmy życiem przejściem na jasną stronę, skoro i tak nikt nam nie wierzył... Mojego ojca uważali nadal za spiskowca, który planuje wielki powrót Śmierciożerców, moją matkę za dziwkę Voldemorta, a mnie za ich syna, który zrobi wszystko o co go poproszą jego rodzice. Oczywiście nic z powyższych rzeczy nie ma miejsca. Mój ojciec - Lucjusz Malfoy wprost gardzi wszystkim co związane z Voldemortem i jego poplecznikami, moja matka - Narcyza Malfoy, długo leczyła się u najlepszego psychiatry po tym jak Śmierciożercy ją porwali i gwałcili po kolei, co skutkowało jej śmiercią. Od tego czasu mój ojciec robił wszystko, żeby tylko pokrzyżować plany Voldemorta i Śmierciożerców, a ja pomagałem mu jak tylko mogłem lecz i tak ludzie wiedzieli lepiej. Po wojnie już nie mogłem tego wytrzymać, więc przeprowadziłem się do Francji i zamieszkałem w Paryżu. Pracowałem tu jako adwokat i nie chwaląc się, byłem jednym z najlepszych i najdroższych. Tak, ja Draco Malfoy zatrudniłem się na mugolskim stanowisku, ale na prawdę to lubiłem i kochałem, ponieważ czułem, że po tym wszystkim co spotkało mnie w życiu, chcę by sprawiedliwość zawsze wygrywała i by ludzie nie musieli cierpieć tak jak ja, ale teraz siedziałem na kanapie przed kominkiem, spakowana walizka stała przy drzwiach, a ja czekałem na telefon, że taksówka czeka już na dole, by odwieść mnie na lotnisko. Postanowiłem wrócić do Anglii i nie uciekać już dłużej, bo przecież ja nie zrobiłem nic złego by ukrywać się przed tymi wszystkimi ludźmi. -Halo? -Taksówka już czeka, Panie Malfoy.
-Dziękuje, już schodzę. Nareszcie.Nie wiem dlaczego, ale bardzo lubiłem latać samolotem, a teraz miałem wymówkę, żeby użyć właśnie tego środka transportu. Zarzuciłem kurtkę na ramiona, wziąłem do ręki walizkę, w której miałem podstawowe rzeczy, resztę wysłałem już wcześniej, i opuściłem moje mieszkanie. ...Na lotnisku był tłum ludzi, pamiętam, że gdy trafiłem tu pierwszy raz, nie potrafiłem się w ogóle zorientować w terenie i miałem ochotę stąd uciec, ale dziś wiedziałem dokąd się kierować, by trafić potem do sali odlotów. Oczywiście sprawdzili moją walizkę, co mnie zawsze irytowało, no ale jak mus, oddać musiałem. Wreszcie nastąpił długo oczekiwany moment, wsiadam do samolotu, w którym stewardessy zajmowały się potrzebami innych ludzi, a ja mogłem się delektować lotem do Anglii.....
Obudziłem się rano, dzięki mojemu budzikowi, który dawał znak, że wybiła siódma i czas zebrać swoje zwłoki z łóżka i udać się do łazienki. Przetarłem oczy i trochę się zdziwiłem, bo nie było Ginny, a ona rzadko wstawała o wczesnej porze.... Oby tylko nie zajmowała toalety, bo nie ręczę za siebie! Gotów do walki słownej, ruszyłem w kierunku łazienki, która okazałą się wolna.
-Przynajmniej nie będzie miał mi kto zrzędzić od rana - ucieszyłem się i poszedłem wziąć szybki prysznic. Od razu się ubrałem, uczesałem, jeśli tak to można ująć i zszedłem na dół z zamiarem przyszykowania sobie śniadania i ciepłej herbaty z cytryną. Tak, ja nie żyłem kawą, nie potrafiłem jej wypić rano, na pierwszym miejscu zawsze stała ciepła herbata z cytryną, a potem śniadanie ewentualnie, gdy po tym nie potrafiłem nadal się obudzić, mogłem wypić kawę, ale rzadko się to zdarzało.
Zszedłem schodami na dół i usłyszałem szum w kuchni, od razu sięgnąłem po różdżkę i już miałem rzucać zaklęcie, ale zorientowałam się na szczęście, że to Ginny.
-Dzień dobry kochanie - przywitała się wesoło.
-Dzień dobry... Mogłem Cię zabić... Co ty robisz o tak wczesnej porze na nogach?
-Chciałam Cię przeprosić przygotowując Ci śniadanie.
-Przeprosić? Za co?
-Za moje wczorajsze zachowanie... Nie powinnam tak na Ciebie naskakiwać... Proszę tutaj kanapki i herbata zaraz będzie - postawiła przede mną parujący kubek ze złotą zawartością, zaryzykowałem i spróbowałem.
-Pyszna, dziękuje kochanie - Oczywiście było to kłamstwo, herbata wcale pyszna nie była. Taką herbatę pili ludzie, którzy nie wiedzieli jak się ją powinno idealnie przygotowywać, czyli po mojemu: kubek, do którego wrzucamy torebkę z herbatą, w moim wypadku, trzy łyżeczki cukru i zalać wodą. Poczekać aż się dobrze zaparzy, pomieszać, ukroić plasterek cytryny, z którego trzeba wyciągnąć pestki, ponieważ dają one nieprzyjemny, gorzki smak, potem wyciskamy trochę plasterek łyżeczką i znów mieszamy. To nie fizyka kwantowa, a ona nawet nie potrafiła zapamiętać, że wolę gdy w kubku pływa cytryna... Wycisnęła jak zwykle sok z całego owocu i cytryna do wyrzucenia.
-Czyli przeprosiny przyjęte? Na prawdę mi przykro... - uśmiechnęła się delikatnie, a ja posadziłem ją sobie na kolanach i pocałowałem głęboko.
-Przyjęte - zachichotała uroczo i pobiegła do łazienki, a ja szybko zjadłem kanapki, wypiłem niezbyt udaną herbatę i wyszedłem do pracy.
-Dziękuje, już schodzę. Nareszcie.Nie wiem dlaczego, ale bardzo lubiłem latać samolotem, a teraz miałem wymówkę, żeby użyć właśnie tego środka transportu. Zarzuciłem kurtkę na ramiona, wziąłem do ręki walizkę, w której miałem podstawowe rzeczy, resztę wysłałem już wcześniej, i opuściłem moje mieszkanie. ...Na lotnisku był tłum ludzi, pamiętam, że gdy trafiłem tu pierwszy raz, nie potrafiłem się w ogóle zorientować w terenie i miałem ochotę stąd uciec, ale dziś wiedziałem dokąd się kierować, by trafić potem do sali odlotów. Oczywiście sprawdzili moją walizkę, co mnie zawsze irytowało, no ale jak mus, oddać musiałem. Wreszcie nastąpił długo oczekiwany moment, wsiadam do samolotu, w którym stewardessy zajmowały się potrzebami innych ludzi, a ja mogłem się delektować lotem do Anglii.....
Obudziłem się rano, dzięki mojemu budzikowi, który dawał znak, że wybiła siódma i czas zebrać swoje zwłoki z łóżka i udać się do łazienki. Przetarłem oczy i trochę się zdziwiłem, bo nie było Ginny, a ona rzadko wstawała o wczesnej porze.... Oby tylko nie zajmowała toalety, bo nie ręczę za siebie! Gotów do walki słownej, ruszyłem w kierunku łazienki, która okazałą się wolna.
-Przynajmniej nie będzie miał mi kto zrzędzić od rana - ucieszyłem się i poszedłem wziąć szybki prysznic. Od razu się ubrałem, uczesałem, jeśli tak to można ująć i zszedłem na dół z zamiarem przyszykowania sobie śniadania i ciepłej herbaty z cytryną. Tak, ja nie żyłem kawą, nie potrafiłem jej wypić rano, na pierwszym miejscu zawsze stała ciepła herbata z cytryną, a potem śniadanie ewentualnie, gdy po tym nie potrafiłem nadal się obudzić, mogłem wypić kawę, ale rzadko się to zdarzało.
Zszedłem schodami na dół i usłyszałem szum w kuchni, od razu sięgnąłem po różdżkę i już miałem rzucać zaklęcie, ale zorientowałam się na szczęście, że to Ginny.
-Dzień dobry kochanie - przywitała się wesoło.
-Dzień dobry... Mogłem Cię zabić... Co ty robisz o tak wczesnej porze na nogach?
-Chciałam Cię przeprosić przygotowując Ci śniadanie.
-Przeprosić? Za co?
-Za moje wczorajsze zachowanie... Nie powinnam tak na Ciebie naskakiwać... Proszę tutaj kanapki i herbata zaraz będzie - postawiła przede mną parujący kubek ze złotą zawartością, zaryzykowałem i spróbowałem.
-Pyszna, dziękuje kochanie - Oczywiście było to kłamstwo, herbata wcale pyszna nie była. Taką herbatę pili ludzie, którzy nie wiedzieli jak się ją powinno idealnie przygotowywać, czyli po mojemu: kubek, do którego wrzucamy torebkę z herbatą, w moim wypadku, trzy łyżeczki cukru i zalać wodą. Poczekać aż się dobrze zaparzy, pomieszać, ukroić plasterek cytryny, z którego trzeba wyciągnąć pestki, ponieważ dają one nieprzyjemny, gorzki smak, potem wyciskamy trochę plasterek łyżeczką i znów mieszamy. To nie fizyka kwantowa, a ona nawet nie potrafiła zapamiętać, że wolę gdy w kubku pływa cytryna... Wycisnęła jak zwykle sok z całego owocu i cytryna do wyrzucenia.
-Czyli przeprosiny przyjęte? Na prawdę mi przykro... - uśmiechnęła się delikatnie, a ja posadziłem ją sobie na kolanach i pocałowałem głęboko.
-Przyjęte - zachichotała uroczo i pobiegła do łazienki, a ja szybko zjadłem kanapki, wypiłem niezbyt udaną herbatę i wyszedłem do pracy.
...
-Draco! Wreszcie jesteś! - ojciec przytulił mnie z całych sił - Nutka! - skrzat pojawił się z głośnym pyknięciem. - Zanieść bagaże syna do jego pokoju.
-Oczywiście. - skrzatka skłoniła się nisko i zniknęła razem z moim bagażem.
-Stęskniłem się za Tobą.
-Ja za Tobą również Draco, na pewno jesteś głodny! Chodź, wszystko już czeka.
-Czuję, że mógłbym zjeść centaura...
-Nie dziwię Ci się, a skrzaty bardzo się postarały.
Weszliśmy do jadalni i od razu uderzył mnie zapach wykwintnych dań, zaburczało mi w brzuch co Lucjusz skwitował cichym śmiechem.
-Głodzili Cię tam?
-Na pokładzie samolotu nie mają nic wartego uwagi.
-Więc siadaj i jedz.
Pierwsze dwa dania spędziliśmy w ciszy delektując się smakiem potraw i dobrego wina, w końcu przyszedł czas na deser i mój ojciec przerwał ciszę.
-Draco.
-Słucham?
-Nie było Ci żal tego zostawić... Tyle się dorobiłeś. Własna kancelaria z renomą.
-Wiesz, że miałem powody, a Anglia też daje duże możliwości! - uśmiechnąłem się pewny siebie, ale wcale taki nie byłem.
-A nie boisz się reakcji tłumu? Głównie o to mi chodziło....
-Nie. Nie mogę przecież przez całe życie uciekać od opinii ludzi, na których mi nawet nie zależy. Jeśli im coś nie pasuje, niech sami wyjadą. - stwierdziłem - Już raz uciekłem przed nimi i wspomnieniami, drugi raz nie mam zamiaru.
-Cieszę się, że tak uważasz, to bardzo dojrzałe - uśmiechnął się do mnie z dumą - Ale jeśli kiedyś zmienisz zdanie, to wiedz, że zawsze będę z Tobą.
-Dziękuje, ojcze.
-Wiesz, że nie lubię gdy tak do mnie mówisz...
-Tato - poprawiłem się.
-I niech tak zostanie - ucieszył się. - A właśnie! Spotkałem Blaise'a!
-Co u niego? Dawno go nie widziałem
-Chyba wszystko dobrze... Pytał się co u Ciebie i powiedziałem mu, że przyjeżdżasz.
-I co?
-Bardzo chciałbym się z Tobą jak najszybciej spotkać.
-Też bym chciał... Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli dzisiaj bym do niego poszedł?
-Ależ skąd! Dokończ tylko deser.
-Oczywiście.
-I proszę wrócić o przyzwoitej porze, Panie Malfoy! - pokiwał groźnie palec i zaśmiał się. Bardzo go kochałem. Tylu ludzi myślało o nim źle, ale był o jednym z najlepszych ojców jakich znałem. Zawsze się o mnie troszczył i bronił mnie, chodź nie raz ryzykował własnym życiem. Mimo iż nie byłem pewny czy wszystko uda mi się w nowym, a za razem starym miejscu, to cieszę się, że wróciłem, bo czułem, że zaczynam nowy rozdział w moim życiu.
...
Drugi dzień od mojego przyjazdu. Niestety Blaise nie mógł się wczoraj spotkać, dopiero dzisiaj wieczorem, ale przynajmniej miałem czas by rozejrzeć się za pracą. Nigdy nie lubiłem z niczym zwlekać.
-Draco! Przyjacielu! Kupę lat - przytulił mnie mocno na przywitanie.
-Też się cieszę, że cię widzę. I nigdy nie myślałem, że to powiem, ale stęskniłem się za tobą -uśmiechnąłem się szeroko.
-Ja za tą platynową czuprynką też! Ale nie potrafię zrozumieć jeden rzeczy...
-Jakiej to?
-Co skłoniło takiego geja jak ty, do wyjechania ze stolicy mody! No i bądźmy szczerzy. Francuzi... Kurwa, Draco!
-Pff... Przereklamowani. Bogaci z wyglądu, a puści w środku. Jeśli wiesz co mam na myśli.
-Hahaha Draco. Nie bądź taki okrutny! Na pewno był ktoś wart uwagi.
-Jak chcesz to leć i sam sprawdź, ja w każdym razie, jestem gotowy do napisania zażalenia! -powiedziałem z oburzeniem.
-Hahaha już to widzę! Ja niżej podpisany, ubiegam się o odszkodowanie, za starty psychiczne, fizyczne i łóżkowe z powodu źle wyposażonych francuzów. Liczę na pozytywne rozpatrzenie mojej prośby. Draco Malfoy.
-Hm... Ciekawe, zastanowię się nad tym.
-A tak serio, to masz coś na oku czy przyjechałeś w ciemno?
-Raczej w ciemno. Dzisiaj przez cały dzień chodziłem i szukałem.
-Coś ciekawego?
-Można tak powiedzieć, ale juto rano mają dać znać.
-To trzymam kciuki!
-Dzięki...
-A co jak nie wyjdzie?
-Nie wiem. Wrócę chyba do Paryża. W każdym bądź razie, ojcu nawet o tym nie wspominałem. Mówiłem, że jestem dobrej myśli i takie tam, ale tak na prawdę to najbliższy okres czasu zdecyduje czy zostaję czy nie.
-Mam nadzieję, że wszystko się uda, a przyjaciela będę miał na miejscu! - stuknęliśmy się szklankami z ognistą i jeszcze długo rozmawialiśmy.
...
-Harry! Żonka bardzo zła za późną porę powrotu? - szczerzył się Seamus.
-Narzeczona - poprawiłem - Jak przyszedłem to zrobiła aferę na pół osiedla, a rano przyrządziła mi przeprosinowe śniadanie. Nie wiem o co jej chodzi.
-Tylko tyle? - zdziwił się.
-A co jeszcze?
-No może jakaś przeprosinowa pobudka, hmmm?
-Finnigan, ty nie masz czegoś do roboty przypadkiem? - zapytałem retorycznie.
-Już, już szefunciu! I tak dostanę to czego chcę! - uciekł przed nadlatującym w jego stronę długopisem, a ja zaśmiałem się głośno. Uwielbiałem tego człowieka.
-Harry! Harry!
-Co jest? - zdziwiłem się na widok zdyszanego Rona.
-Nie... nie... nie uwierzysz kogo zatrudnili!
-Draco! Wreszcie jesteś! - ojciec przytulił mnie z całych sił - Nutka! - skrzat pojawił się z głośnym pyknięciem. - Zanieść bagaże syna do jego pokoju.
-Oczywiście. - skrzatka skłoniła się nisko i zniknęła razem z moim bagażem.
-Stęskniłem się za Tobą.
-Ja za Tobą również Draco, na pewno jesteś głodny! Chodź, wszystko już czeka.
-Czuję, że mógłbym zjeść centaura...
-Nie dziwię Ci się, a skrzaty bardzo się postarały.
Weszliśmy do jadalni i od razu uderzył mnie zapach wykwintnych dań, zaburczało mi w brzuch co Lucjusz skwitował cichym śmiechem.
-Głodzili Cię tam?
-Na pokładzie samolotu nie mają nic wartego uwagi.
-Więc siadaj i jedz.
Pierwsze dwa dania spędziliśmy w ciszy delektując się smakiem potraw i dobrego wina, w końcu przyszedł czas na deser i mój ojciec przerwał ciszę.
-Draco.
-Słucham?
-Nie było Ci żal tego zostawić... Tyle się dorobiłeś. Własna kancelaria z renomą.
-Wiesz, że miałem powody, a Anglia też daje duże możliwości! - uśmiechnąłem się pewny siebie, ale wcale taki nie byłem.
-A nie boisz się reakcji tłumu? Głównie o to mi chodziło....
-Nie. Nie mogę przecież przez całe życie uciekać od opinii ludzi, na których mi nawet nie zależy. Jeśli im coś nie pasuje, niech sami wyjadą. - stwierdziłem - Już raz uciekłem przed nimi i wspomnieniami, drugi raz nie mam zamiaru.
-Cieszę się, że tak uważasz, to bardzo dojrzałe - uśmiechnął się do mnie z dumą - Ale jeśli kiedyś zmienisz zdanie, to wiedz, że zawsze będę z Tobą.
-Dziękuje, ojcze.
-Wiesz, że nie lubię gdy tak do mnie mówisz...
-Tato - poprawiłem się.
-I niech tak zostanie - ucieszył się. - A właśnie! Spotkałem Blaise'a!
-Co u niego? Dawno go nie widziałem
-Chyba wszystko dobrze... Pytał się co u Ciebie i powiedziałem mu, że przyjeżdżasz.
-I co?
-Bardzo chciałbym się z Tobą jak najszybciej spotkać.
-Też bym chciał... Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli dzisiaj bym do niego poszedł?
-Ależ skąd! Dokończ tylko deser.
-Oczywiście.
-I proszę wrócić o przyzwoitej porze, Panie Malfoy! - pokiwał groźnie palec i zaśmiał się. Bardzo go kochałem. Tylu ludzi myślało o nim źle, ale był o jednym z najlepszych ojców jakich znałem. Zawsze się o mnie troszczył i bronił mnie, chodź nie raz ryzykował własnym życiem. Mimo iż nie byłem pewny czy wszystko uda mi się w nowym, a za razem starym miejscu, to cieszę się, że wróciłem, bo czułem, że zaczynam nowy rozdział w moim życiu.
...
Drugi dzień od mojego przyjazdu. Niestety Blaise nie mógł się wczoraj spotkać, dopiero dzisiaj wieczorem, ale przynajmniej miałem czas by rozejrzeć się za pracą. Nigdy nie lubiłem z niczym zwlekać.
-Draco! Przyjacielu! Kupę lat - przytulił mnie mocno na przywitanie.
-Też się cieszę, że cię widzę. I nigdy nie myślałem, że to powiem, ale stęskniłem się za tobą -uśmiechnąłem się szeroko.
-Ja za tą platynową czuprynką też! Ale nie potrafię zrozumieć jeden rzeczy...
-Jakiej to?
-Co skłoniło takiego geja jak ty, do wyjechania ze stolicy mody! No i bądźmy szczerzy. Francuzi... Kurwa, Draco!
-Pff... Przereklamowani. Bogaci z wyglądu, a puści w środku. Jeśli wiesz co mam na myśli.
-Hahaha Draco. Nie bądź taki okrutny! Na pewno był ktoś wart uwagi.
-Jak chcesz to leć i sam sprawdź, ja w każdym razie, jestem gotowy do napisania zażalenia! -powiedziałem z oburzeniem.
-Hahaha już to widzę! Ja niżej podpisany, ubiegam się o odszkodowanie, za starty psychiczne, fizyczne i łóżkowe z powodu źle wyposażonych francuzów. Liczę na pozytywne rozpatrzenie mojej prośby. Draco Malfoy.
-Hm... Ciekawe, zastanowię się nad tym.
-A tak serio, to masz coś na oku czy przyjechałeś w ciemno?
-Raczej w ciemno. Dzisiaj przez cały dzień chodziłem i szukałem.
-Coś ciekawego?
-Można tak powiedzieć, ale juto rano mają dać znać.
-To trzymam kciuki!
-Dzięki...
-A co jak nie wyjdzie?
-Nie wiem. Wrócę chyba do Paryża. W każdym bądź razie, ojcu nawet o tym nie wspominałem. Mówiłem, że jestem dobrej myśli i takie tam, ale tak na prawdę to najbliższy okres czasu zdecyduje czy zostaję czy nie.
-Mam nadzieję, że wszystko się uda, a przyjaciela będę miał na miejscu! - stuknęliśmy się szklankami z ognistą i jeszcze długo rozmawialiśmy.
...
-Harry! Żonka bardzo zła za późną porę powrotu? - szczerzył się Seamus.
-Narzeczona - poprawiłem - Jak przyszedłem to zrobiła aferę na pół osiedla, a rano przyrządziła mi przeprosinowe śniadanie. Nie wiem o co jej chodzi.
-Tylko tyle? - zdziwił się.
-A co jeszcze?
-No może jakaś przeprosinowa pobudka, hmmm?
-Finnigan, ty nie masz czegoś do roboty przypadkiem? - zapytałem retorycznie.
-Już, już szefunciu! I tak dostanę to czego chcę! - uciekł przed nadlatującym w jego stronę długopisem, a ja zaśmiałem się głośno. Uwielbiałem tego człowieka.
-Harry! Harry!
-Co jest? - zdziwiłem się na widok zdyszanego Rona.
-Nie... nie... nie uwierzysz kogo zatrudnili!