poniedziałek, 27 stycznia 2014

PDAW: Rozdział 6: Dziwna propozycja

Wybaczcie za małe spóźnienie, ale ferie mam i niby więcej wolnego czasu powinnam posiadać, ale tak nie jest ._. Do tego kompletnie nie mam pomysły na ten rozdziała, ale mam nadzieję, że będzie to miało jelito grube i śledzionę. A rozdział dedykuję Weronice, bo bez niej szybko by się on nie pojawił, dziękuje kochana :* Życzę miłego czytania ;) 

....

Wszyscy co chwila wybuchali donośnym śmiechem, wspominając hogwartowskie czasy lub opowiadając o swoim życiu,  a ja siedziałem i popijałem drugie lub trzecie piwo. Kto by to liczył, skoro i tak nie przynosiło mi to  żadnej radość...
 - Potter! Co jest? - cieszył się Dean.
 - Nic.
 - Wychodzimy na piwko, a ty jakieś fochy nam strzelasz - walnął mnie mocno w plecy - uśmiech, piwko i zapomnij o problemach z Ginny.
 - Co? Aaa z nią, to nie pójdzie mi za łatwo tym razem.
 - Nie przejmuj się. Powiem Hermionie, żeby jakoś ją urobiła i będzie dobrze - pocieszał mnie Ron.
 - Taaa. Dobra ja idę do toalety, bo wiecie...
 - No spoko, spoko idź.
 - To ja też pójdę.
 - Nie. Ty akurat zostaniesz tutaj, Cedric.
 - Przecież cię nie zjem Harry, a nie możesz zabronić mi iść za potrzebą - zrobił słodkie oczka.
 - Ugh... W tak razie, chodź. 
Świetnie! Jakby mi jego do szczęścia brakowało. Niech tylko spróbuje się do mnie odezwać, to, to...
 - Dobra Potter - zaczął, gdy tylko zamknęły się za nami drzwi, a ja mu natychmiast przerwałem.
 - Przyszedłem się tu tylko odlać i nie mam zamiaru z tobą rozmawiać - odwróciłem się do niego tyłem i stanąłem przed pisuaremzałatwiając swoją potrzebę.
 - W takim razie tylko mnie wysłuchaj - prychnąłem z pogardą, a on zaczął swój monolog - Wiem, że zrobiłem źle... - w tej chwili skończyłem sikać i odwróciłem się do niego, by mu przerwać, ale on uciszył mnie gestem dłoni, a ja oparłem się o ścianę i odwróciłem głowę w inną stronę - Zrobiłem wtedy bardzo źle i niestety dopiero po fakcie zdałem sobie z tego sprawę... Twoja przyjaźń była dla mnie bardzo ważna, a ja zaprzepaściłem ją w jeden głupi wieczór 
 - Jakbyś mógł  się pośpieszyć, to byłbym wdzięczny - spojrzałem na niego z ignorancją w oczach. 
 - Chciałabym cię bardzo przeprosić za to wszystko i mam nadzieję, że zgodzisz się zostać moim przyjacielem lub chociaż dobrym znajomym... - spuścił głowę i spojrzał na mnie oczami szczeniaczka. Skoro myślał, że pójdę na taki chory układ, to znaczy, że za dużo promili ma we krwi.
 - Wiesz ile się strachu przez ciebie najadłem? Ile wstydu? Jak długo nie mogłem normalnie zachowywać się w towarzystwie znajomych ze strachu, że dowiedzą się o tym wszystkim?! 
 - Harry ja... 
 - Nie przerywaj mi! Nikomu nigdy o tym nie powiedziałem, bo prędzej bym się ze wstydu spalił, dałem ci pieniędzy tyle, ile żądałeś, więc z łaski swojej zostaw mnie już w spokoju i najlepiej wracaj tam skąd przyszedłeś! I nie. Nigdy nie będzie nawet dobrymi znajomymi, zapomnij - odwróciłem się na pięcie i już chciałem wyjść, ale złapał mnie za ramię, odwrócił w swoją stronę i przycisnął do ściany.
 - Oj Harry, Harry... Ty na prawdę myślisz, że tak Ci pozwolę odejść? Chciałem po dobroci i małymi kroczkami, ale skoro nie chcesz, to powiem Ci prawdę. Nie zniszczyłem tych  zdjęć i mam je nadal, więc jeśli chcesz, by twoje życie towarzyskie i prywatne nie uległo zamianie, to lepiej bądź moim dobrym przyjacielem.
 - Przecież zapłaciłem ci! O co jeszcze Ci chodzi!?
 - W skrócie? O twój słodki tyłeczek - wymruczał mi do ucha.
 - Dostaniesz go, ale co najwyżej w snach! Ja mam narzeczoną, zapomniałeś? 
 - Ym... Cały czas usilnie mówisz, że to tylko twoja dziewczyna, a wiesz co mówią? Dziewczyna nie ściana... zawsze można przestawić 
 - Ty jesteś jakiś nienormalny! Zapomnij o mnie człowieku i daj mi święty spokój! 
 - Ojj dam Ci, ale dopiero po tym, jak cały magiczny świat, zobaczy te zdjęcia - w tym momencie drzwi do toalety otwarł się i wszedł Ron, a Cedric z prędkością światła, odskoczył ode mnie.
 - Jakie zdjęcia? - zapytał.
 - A wiesz... Harry był kiedyś u Puchonów na małej imprezie i chcę Wam pokazać zdjęcia - uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic. 
 - Ooo chętnie obejrzymy! - cieszył się, a ja skorzystałem z okazji i postanowiłem się ewakuować, ale na odchodnym rzuciłem byłemu przyjacielowi spojrzenie pod tytułem: " Powiedz coś lub pokaż, to zabiję". 
...
Wróciłem do stolika, ale nawet przy nim nie usiadłem, bo od razu zacząłem się ubierać. Nie miałem zamiaru siedzieć tu ani minuty dłużej. Już wolę pusty dom lub nawiedzoną dziewczynę. 
 - Szefie! A dokąd to! 
 - Wybaczcie, ale muszę już iść.
 - Ej no... Tak fajnie jest, zostań jeszcze chociaż godzinkę - prosił Seamus.
 - Zapomniałem, że obiecałem Ginny rozmowę. Jak znowu nawalę, to lepiej jeśli nie będę się w domu pokazywał - uśmiechnąłem się przekonywająco.
 - Ułł to leć, leć, bo Cię jeszcze na celibat skaże
 - Seamus tobie tylko jedno w głowie, nie? Haha 
 - Przepraszać nie będę - cieszył się nadal.
 - Jakoś mnie to nie dziwi. Dobra, powiedzcie innym, że musiałem spadać. 
 - Nie ma sprawy, powodzenia!
 - Nie dziękuję - otwarłem drzwi i wyszedłem na zewnątrz. Nie było nawet zimno, więc postanowiłem się trochę przejść zanim wrócę do domu, bo oczywiście nikt tam na mnie nie czekał, prawda była taka, że Ginny została u Hermiony na noc. Na pewno nie będę płakał z tego powodu, przynajmniej zyskałem jeden wieczór spokoju, a kto wie? Może Hermi uda się przekonać Ginny, że to nie moja wina i nie powinna się tak na mnie złościć, ale z drugiej strony, jeśli ona też jest nastawiona przeciwko mnie, to mam przesrane, a to wszystko przez to, że spotkałem Malfoya. On nawet jak nie chce, to potrafi mi zniszczyć życie. Za takie talenty powinni dawać jakąś nagrodę, czy coś.
 - Blaise! – krzyknąłem, bo nie mogłem już wytrzymać z zimna.
 - Słucham Cię? – zapytał od tak.
 - Czy ty chcesz żebym zginął śmiercią tragiczną? Ja tutaj zaraz zamarznę! – na dowód zacząłem szczękać zębami.
 - Mi tam nic nie jest…
 - Bo TY nie jesteś człowiekiem… Ręka mi zamarzła i nie czuję palców… Blaise, Ty nieczuła – przerwałem, bo owinął moją dłoń swoją własną – Co ty robisz?
 - Ogrzewam ci rękę. Mówiłem żebyś nie pisał smsów jak idziesz!
 - Musiałem, to było ważne.
 - Skoro tak, to teraz mi nie marudź, że ci ręka zamarzła.
 - Będę, bo to twoja wina!
 - Moja? Niby czemu?
 - Bo wyciągnąłeś mnie na ten mróz, a teraz idziemy Merlin jeden wie gdzie! Właśnie… może łaskawie mi powiesz, gdzie my do cholery idziemy?
 - Do jednej z mugolskich dzielnic – na te słowa zatrzymałem się – Draco? Idziesz?
 - Skoro idziemy do „jednej z mugolskich dzielnic”, to czemu łazimy po Hogsmeade!!
 - Miałem ochotę na kremowe – uśmiechnął się marzycielsko.
 - Blaise? Zdajesz sobie sprawę, że cię teraz zabiję, prawda?
 - Ojj nie marudź już. Popatrz! Za chwilę będziemy, a potem od razu się teleportujemy, gdzie zaplanowałem niespodziankę dla Ciebie! – podszedł do mnie, złapał mnie za rękę i szliśmy dalej, a zza roku wyszedł nie kto inny, jak sam Potter!
 - Potti! Jak tam główka, kochanie? – ucieszył się Zabini.
 - Cześć? Dobrze nawet, ale za to mam teraz piekło w domu.
 - Żonka?
 - Dziewczyna.
 - Blaise, pragnę przypomnieć, że ja tu zamarzam!
 - Noo wybacz Potti, ale mój przyjaciel taki delikatny, więc do zobaczenia.
 - Pa?
Dobra… Jednak nie było tak ciepło jak się spodziewałem, do tego spotkałem Zabiniego i Malfoya, nie powiem, bywały lepsze wieczory. A jakby tego było mało, to... Czy oni trzymali się za ręce? Świat się kończy, zombie apokalipsa się zbliża, a ja zaraz zamarznę, dziękować Merlinowi, że jednak nauczyłem się teleportacji i już stałem przed swoimi drzwiami. 

...

Przepraszam za wszystkie możliwe błędy, ale znowu dodaję o pierwszej w nocy i mój mózg nie pracuje już na pełnych obrotach... :C Miałam zamiar dodać ją wcześniej, ale przyjaciółka wróciła po tygodniowej nieobecności no i było przyjęcie powitalne i no ;) Mam nadzieję, że się nie gniewacie, a rozdział jak tako się podoba.
Ps. Jeśli mi się to uda, to za niedługi czas, chcę dodać zdjęcia naszych postaci, żeby można było lepiej obie wyobrazić, czy coś, ale to takie wstępne informacje to tam no ;p
Zapraszam do komentowania :>
~Przepraszająca Feniksa

wtorek, 14 stycznia 2014

PDAW: Rozdział 5: Przesłuchanie

Jesteście najlepsi! Wasze komentarze dały mi takie kopa, że nie mogę się położyć do łóżka z myślą, że nic nie napisałam. Jeszcze raz bardzo dziękuje za komentarze, jak je czytałam to ze śmiechu płakałam ^.^ Tak wielka nienawiść do Ginny... No trudno.
Zapraszam jeszcze na jedno bloga: http://kyonokoko.blogspot.com/?m=0 wchodzić, czytać, komentować :D
Zapraszam do czytania i komentowania! 

...
Drzwi trzasnęły z takim hukiem, że aż obrazy poruszyły się na ścinach. Będzie ciężko jak wróci, ale jak na razie muszę wymyślić jakieś dobre kłamstwo dla ludzi z ministerstwa. Może powiem, że Draco mnie porwał? W sumie nie taki zły pomysł, ale nie mógłbym mu tego zrobić. Najlepiej jakby było to w jakiejś części prawdą, łatwiej się kłamie, a ludzie szybciej uwierzą. Moje rozmyślania, przerwał trzask w kominku. 
 - Harry! Kurde, gdzieś ty się podziewał cały dzień?! - krzyczał od progu Ron. 
 - Noo była pewna sprawa do załatwienia, bardzo ważna  - dodałem od razu.
 - Ach tak? Bo jest u nas Ginny i powiedziała, że jakiś Twój stary kumpel ze szkoły przyjechał - przypomnijcie mi, żebym potem rzucił na nią obliviate. 
 - Właśnie tak było. 
 - No to kto to był? Muszę go znać przecież. 
 - Noo wiesz ten z Hogwartu
 - Uuu od razy jaśniej - Ron popatrzył na mnie jak na niedorozwiniętego - może więcej szczegółów? 
 - Och no co mam Ci go opisywać! Spotkaliśmy się w barze, wypiliśmy, ja trochę przesadziłem, więc zabrał mnie do siebie i zasnąłem u niego, więc już mnie nie budził. Rano zjadłem śniadanie, Malfoy podał mi eliksir na kaca, grzecznie się pożegnałem i wróciłem do domu, a tu od progu Ginny mi mówi, że pościg aurorów chcieli za mną wysłać i... - nie dokończyłem, bo przerwał mi krzyk przyjaciela. 
 - Malofy?!! To u niego byłeś?! Harry kurde, czy ciebie pokurwiło?! 
 - Noo, no tak - Pięknie! Sam siebie wkopałem... w myślach walnąłem pięknego facepalma 
 - Aha, a można wiedzieć co tobą kierowało? 
 - Słuchaj, jak on mnie już spotkał, to byłem pijany, więc... w ogóle nie będę się tłumaczył.
 - Racja, mi nie, ale za to szefostwu jak najbardziej. 
 - To dlatego tu przyszedłeś?
 - Taa 
 - No to zbierajmy się.
Wylądowaliśmy w głównym holu Ministerstwa Magii i od razu skierowaliśmy się do wind. 
  - Bardzo źli? – zapytałem z nadzieją w głosie. 
  - Hm… Wyszedłeś wczoraj w środku dnia, dzisiaj nie dałeś znaku życia, mamy nowego pracownika, a z papierkową robotą jesteśmy w czarnej dupie.
  - Rooon, ale ja musiałem… Nie wytrzymałbym tutaj. 
  - Słuchaj, nigdy nie chciałeś mi powiedzieć o co chodzi z tym Cedricem, byliście dobrmi kumplami, a z dnia na dzień znienawidziłeś go bardziej niż Malfoya… 
  - Miałem swoje powody - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. 
  - No to powiedz wreszcie o co chodziło! 
  - Nie – W tym momencie wielbiłem głos w windzie, który oznajmił: „Biura aurorów”.
  - Idziesz ze mną? – zapytałem.
  - Nie bardzo mogę… Zaczekam przed drzwiami. 
  - Okej. 
Otwarłem drzwi i ujrzałem małe pomieszczenie za którym siedziała sekretarka w podeszłym wieku. Wszystko było tutaj w odcieniu ciemnego brązu lub czerni, trochę przygnębiający nastrój, ale o gustach się nie dyskutuje. 
  - Dzień dobry – przywitałem się.
  - Dzień dobry. Pan Colins już pana oczekuje – wskazała mi ręką drzwi ze skórzanym obiciem. Zapukałem cicho i przekręciłem okrągłą gałkę. 
  - Panie Potter, witam – uścisnął mi dłoń z serdecznym uśmiechem.
  - Podobno pan mnie wyzwał. 
  - No tak, tak… Dlaczego pan wczoraj opuścił swoje stanowisko pracy bez pozwolenia. 
  - Z powodów osobistych. 
  - Rozumiem, rozumiem, ale doszły mnie słuchy, że nie odpowiada panu nowy pracownik.
 - Owszem i chciałbym wiedzieć, dlaczego nie zostałem poinformowany o naborze nowych pracowników.
  - Tyle mieliście ostatnio na głowie. Do tego szykuje się nowa misja. Nie wiedziałem powodów, żeby 
informować o takiej błahostce 
  - Jednak prosiłbym o informowanie mnie, jeśli znów będziecie szukać kogoś nowego. 
  - Oczywiście, oczywiście, ale teraz inna sprawa. 
  - Słucham? 
  - Dlaczego zrobił sobie pan dzisiaj wolne?
  - Przecież mam jeszcze urlop. 
  - Tak, ale trzeba wcześniej informować, jeśli zamierza pan go wybrać, więc pytam, jaki był tego powód?
  - Skoro to takie ważne… Doszły mnie słuchy, że młody Malfoy wrócił z Francji do Anglii. Jest on oczywiście oczyszczony z zarzutów, ale wolałem to sprawdzić, więc wyśledziłem go. 
  - Dlaczego nie wziąłeś sobie kogoś do pomocy?
  - Sam pan powiedział, że mamy dużo na głowie. Nie chciałem ludziom dowalać jeszcze więcej i to z powodu takiej błahostki – uśmiechnąłem się przebiegle. Jak tak ze mną grasz to nie będę Ci dłużny.
  - I co z tym Malfoyem? 
  - Wszystko wskazuje na to, że jest czysty. 
  - A mogę wiedzieć dlaczego nie wrócił pan na noc do domu? – gdy to usłyszałem, wstałem oburzony i powiedziałem:
  - Pan wybaczy, ale to akurat moja sprawa, gdzie i z kim spędzam noce. Ja wiem, że społeczność czarodziejów i tak wie o mnie prawie wszystko, ale pozwoli pan, że zachowam resztki mojego intymnego życia dla siebie.  Opuściłem gabinet, pożegnałem się grzecznie z sekretarką i wyszedłem do Rona. 
 - I jak? 
 - Wszystko w jak najlepszym porządku
 - Czy tobie wszystko zawsze ujdzie na sucho? – śmiał się Ron.
 - No wiesz… To chyba ten mój urok osobisty – zamrugałem oczami jak kokietka i obaj wybuchnęliśmy śmiechem, objołem go ręką za ramiona i zapytałem – To co? Może małe piwko? 
 - Czytasz mi w myślach! 
 - To ustalone, tylko trzeba zgarnąć parę osób po drodze 
 - Trzy Miotły, przygotujcie się, bo nadchodzimy! 
Otworzyłem kopem drzwi, a Seamus prawie zleciał z krzesła.
 - Kurde Potter, chcesz żebym zszedł na zawał?
 - Ależ skąd… Jest misja panowie! 
 - Coo? Ale za pięć minut kończy mi się zmiana! – zaczął narzekać Dean.
 - Nie obchodzą mnie twoje tłumaczenia, Thomas. Idziemy wszyscy razem do Trzech Mioteł, ale jeśli naprawdę nie możesz, to trudno… 
 - Czy ja coś w ogóle mówiłem? Za chwilkę będę gotowy!
 - Ja tak samo szefie! Łuhuhu jak ja cię kocham, kocham! Harry... Jesteś najzajebistrzym szefem na świecie. – cieszył się jak dziecko Seamsus. 
 - No to szybciej, szybciej, bo zaraz tutaj korzenie zapuszczę. 
 - Gotowi! – krzyknęli jednocześnie. 
 - A ty tu czego? – warknąłem, kiedy zobaczyłem wysokiego bruneta.
 - Jak wszyscy, to wszyscy… szefie. 
 - Ty nie bierzesz udziału w misjach, przykro mi – ale mój wyraz twarzy mówił kompletnie co innego. Nie dość, że mam oglądać teraz codziennie jego gębę, to jeszcze chce się wkręcić do.naszej paczki! Co za...Ugh!!
  - Harry, wieź przestań! Cedric, chodź z nami! – Seamus pociągnął go za ramię i wyszliśmy w piątkę, a miało być tak pięknie… 
 - Ale na pewno nie będę przeszkadzał? 
 - Tak, będziesz. Idź do.domu.
 - Nie słuchaj go, on tak zawsze, będzie świetnie, mówię Ci! 
 - Więc nie wypada mi odmówić. 
Super! Chciałem się rozluźnić i móc jeszcze jeden dzień, nie myśleć o tym człowieku, ale nie można! Muszę znaleźć jakiś sposób, by najszybciej się go pozbyć, bo inaczej sam go zaavaduję! Merlinie… dlaczego właśnie ja? Dlaczego ten człowiek wrócił do mojego O.tak chujowego życia... Jedyne 2 przyjemności to spotkania z chłopakami i wyjazdy na misje, a teraz zostały tyko misje, ale znając moje szczęście to nic pewnego i jeszcze ten idiota może się do nich wkręcić. Przysiegam, że wtedy zmienię pracę, albo sprawię, że spotka go taki mały, drobniutki wypadek. To by było piękne.

...

Mam nadzieję, że rozdział jako tako Wam się spodobał... Wiem, że mało akcji na razie, ale wiadomo jak to z początkami jest :> Bardzo proszę o wyrażanie swoich opinii w komentarzach, bo to dzięki nim mam takie zastrzyki weny ^.^
~Feniksa

sobota, 11 stycznia 2014

PDAW: Rozdział 4: Powrót do rzeczywistości

Witajcie moi mili ponownie! Z całego serduszka mego, chciałabym podziękować nowym komentującym, czyli: Mori, Bruzda, PinkBeats. Oczywiście dziękuje też moim stałym komentatorom! ^^
Mam nadzieję, że kolejna część również przypadnie Wam do gustu ;)
Zapraszam do czytania i komentowania!

...

 Szedłem żwawym krokiem w stronę rezydencji Malofyów. Teraz można zadać pytanie: „Czemu po prostu się tam nie teleportujesz?”. Ano dlatego, że jakoś nadeszła mnie ochota, żeby się przejść... Nie wiem dlaczego, czasami już tak mam i tyle. Stanąłem przed ogromną, czarną bramą i wszedłem bez zaproszenia. Chyba jako przyjaciel rodziny mam takie prawo, prawda? Szedłem długim chodnikiem, który prowadził do solidnych, drewnianych drzwi z kołatką w kształcie węża. Zastukałem raz i po chwili drzwi otwarły się, a za nimi stała bardzo dobrze mi znany skrzat.  - Panicz Zabini - zniżyła się do samej ziemi. - Witaj, Nutko. Draco poprosił mnie o przyjście, czy mogłabyś mnie wpuścić?  - Oczywiście - odsunęła się z przejścia i ręką wskazała bym szedł dalej. - Dziękuje.Nie wiem czemu, ale zawsze jakoś lubiłem tę skrzatkę, miłe z niej stworzonko, no i znałem ją od małego. Pamiętam jak nie raz zabawiliśmy się z Draco trochę za bardzo, nigdy nas nie wydała. Od tego czasu mam do niej małą słabość, ale oczywiście nigdy bym się do tego nie przyznał. Wolnym krokiem zmierzałem w kierunku sypialni mojego przyjaciela. Minąłem salon, w których był niemałych rozmiarów kominek, czarna sofa  i mały stolik do kawy. Swoje kroki skierowałem w prawo, gdzie powinna znajdować się sypialnia Dracona. Tyle lat już tu przychodzę, a nadal mylą mi się pokoje. Często wchodzę do sypialni gościnnej zamiast jego.  - Draco, Draco… Dzisiaj jestem Twoim królem, ponieważ przyniosłem Ci pewien cudowny napój – po woli wyjrzałem zza drzwi i to co zobaczyłem, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. W samych bokserkach, na łóżku, w domu mojego przyjaciela, siedział nie kto inny, jak sławny Chłopiec – Który – Przeżył. ...Obudziłem się, nie wiedząc nawet, która jest godzina. Chciałem otworzyć oczy, ale poskutkowało to tylko tym, że niemal jęknąłem z bólu. "Co ja wczoraj do cholery robiłem?". Zebrałem się w sobie i powoli rozchyliłem powieki. Wielki, ścienny zegar wskazywał 12 w południe. No i pięknie… Już nie mam po co iść do pracy. Lepiej dla mnie, gdy się tam w ogóle nie pojawię, od razu by mnie zabili. Trzeba będzie wymyśleć jakieś dobre kłamstewko, no bo jak to mówią: „Dobry bajer, połową sukcesu”. Zdjąłem z siebie srebrną pościel i próbowałam się przygotować, na wstanie z łóżka. Chwila, chwila… Ja nie mam srebrnej pościeli, ani wielkiego zegara ściennego w sypialni! Gdzie ja jestem i najważniejsze pytanie, co ja wczoraj robiłem i z kim?! Nagle drzwi do pokoju otwarły się, a ja z wrażenia usiadłem na łóżku. - Draco, Draco… Dzisiaj jestem Twoim królem, ponieważ przyniosłem Ci pewien cudowny napój. POTTER!? - C..co ty tutaj robisz? – zapytałem niepewnym głosem. - Raczej to moja kwestia. Co ty na Merlina robisz u Draco w mieszkaniu! - U jakiego Draco? - Draco Malfoya, a niby kogo innego? - Przecież on siedzi gdzież w Paryżu. - Raczej siedział. Błagam, tylko nie mów mi, że wy… razem - CO?! – przerwałem mu natychmiast – O czym ty człowieku mówisz, myślisz...CO?! – W sumie to nie byłem pewny, a raczej nie wiedziałem co się wczoraj działo, ale wątpię bym oddał się Malfoyowi po paru drinkach. - Ludzie! Co to są za krzyki nad ranem? – Do pokoju wszedł sam gospodarz domu, nigdy nie spodziewałem się, że zobaczę go w takim stanie! Rozwalone włosy, zaspana i skacowana twarz. To nie ten zawsze piękny arystokrata, którego kiedyś znałem, ale to znaczy, że on też pił, a to nie zapowiada niczego dobrego. - Draco, mój przyjacielu! Powiedz mi…Co tutaj robi nasz znajomy? - Kto? - Harry Potter we własnej osobie, na twoim łóżku, w twoim domu, w samej bieliźnie! - Aaa no siedzi, nie widzisz? Czasami dziwne pytania zadajesz, no ale cóż. Masz to o co prosiłem? - Mam, mam, ale wiesz, że nie można przyjmować tego na pusty żołądek. Idę na dół coś zrobić, a wy się ogarnijcie i zaraz zejdźcie. - Dobra, dobra mamusiu.Okej. Siedzę prawie goły w domu mojego wroga, nie wiem co tutaj robię i skąd się tutaj wziąłem, a z poprzedniej nocy pamiętam tylko tyle, że piłem u Bena, a potem przyszła jakaś natrętna dziennikarka, którą mój dobry kolega, wyrzucił za drzwi.    - Dobra Potti, ubieraj się. - Czekaj! – ała… może lepiej nie będę już podnosić głosu. - Słucham Cię? - Co ja tutaj robię? - Och Potem Ci wszystko opowiem, a teraz zbieraj się, tam masz łazienkę do swojej dyspozycji, tylko nie naświń.No to nie pozostaje mi nic innego, jak umyć się i iść na dół wszystkiego się dowiedzieć. Wszedłem do łazienki, która była wprost cudowna! Co jak co, ale łazienka musi być u mnie na poziomie. Od razu dostrzegłem w rogu ogromną, marmurową wannę, która pomieściła by bez problemu ze trzy osoby. Odkręciłem kurki, a z nich trysnęła woda z dodatkiem płynu do kąpieli. Nie byłem dobry w odróżnianiu zapachów, ale na pewno głównym składnikiem były frezje, wszędzie rozpoznałbym ich zapach.  Zanurzyłem się po uszy w ciepłej wodzie i poddałem się relaksującym zapachom, wodzie i ciszy. Wiedziałem, że nie może to potrwać zbyt długo, ale parę minut  jeszcze nikogo nie zbawiło. Dobra, koniec tego dobrego. Wziąłem gąbkę do ręki, nalałem na nią płynu, który stał na brzegu wanny i zacząłem namydlać swoje ciało. Zapach był wprost oszałamiający, na pewno kosztował majątek. Z bólem serca, musiałem spłukać z siebie pianę i zabrać się za włosy.  Gdy masowałem swoją głowę palcami w powietrzu unosił się delikatny zapach różanego ogrodu. Z przyjemnością zaciągnąłem się i rozkoszowałem nim w swoich nozdrzach. Merlinie… mógłbym już nigdy nie wychodzić z tej łazienki, ale jak mus to mus. Spłukałem z siebie całą pianę, wyszedłem z wanny, wytarłem ręcznikiem i ubrałem wczorajsze ubranie, które o dziwo nie śmierdziało alkoholem, a znów bukietem jakiś kwiatów… Ktoś je musiał wyprać i wyprasować, tylko pytanie kto? Ale w tej chwili było to najmniej ważne. W miarę możliwości uczesałem swoje czarne włosy, które od czasów szkolnych nic się nie zmieniły. Jedynie zgęstniały, co sprawiło tylko to, że jeszcze gorzej się układają, ale ja tam lubię swój artystyczny nieład na głowie. Kiedy w końcu wyglądałem w miarę jak człowiek, wyszedłem z łazienki, a w pokoju czekała na mnie mała skrzatka. - Panie Potter – skłoniła się niemalże do samej ziemi – panicz Malofy przysłał mnie, żebym zaprowadziła pana na śniadanie. - Ym… Dziękuję – Kompletnie nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć, bo sam nie posiadałem skrzata, Hermiona by mnie zabiła, więc po prostu za nią ruszyłem.  Dom był ogromny, jeśli było się w nim pierwszy raz, bez problemu można by się było w  nim zgubić. Schodziliśmy po krętych schodach, minęliśmy jakiś salon, jeden z wielu, jak przypuszczałem, i doszliśmy do jadalni, a przy stole siedział już mój komitet powitalny, czyli Zabini i Malofy, dziwne, że jeszcze Lucjusz nie wpadł, żeby mnie zobaczyć, ale kto ich tam wie. Zaraz pewnie wyskoczy z kominka i zrobi mi zdjęcie do Proroka z nagłówkiem: „Skacowany Potter u Malfoyów je śniadanko o dwunastej w południe!”. - Co tak stoisz? Myślisz, że zaraz jakiś reporter wyskoczy i zrobi Ci zdjęcie, czy jak? - Co? - Ja rozumiem, że masz kaca Potter, ale mógłbyś się wykazać większą elokwencją – zirytował się Malfoy. - Dobra Smoczku, zostaw go, siadaj Potter i jedz jak dają! - Dziękuje i smacznego – usiadłem przy jednym wolnym nakryciu. - To jak Ci smakuje moja jajecznica? - Wyborna – odpowiedziałem mu grzecznie. - Och wiem! Ale lubię jak się mnie chwali – cieszył się jak głupi. Resztę jedzenia spędziliśmy w niebyt komfortowej ciszy przez którą miałem wrażenie, że zaraz się udławię. W końcu, gdy wszystkie talerze były puste, odezwałem się. - Może kto mi wreszcie wyjaśnić co ja tutaj robię? - A po co wyjaśniać, jak są prostsze sposoby? Blaise, czyń honory. - Już się robi! – Zabini podał mi kielich, w którym był jakiś eliksir o niezbyt przyjemnym zapachu. - Co to jest? – zapytałem. - Eliksir na kaca, a co myślałeś?  - I mam to wypić wierząc wam na słowo? - popatrzyłem na nich jak na największych debili. - Czy ty Potter nie możesz po porostu przyjąć pomocy? Daj to! - wyrwał mi dość brutalnie kielich z ręki i wypił połowę zawartości - Teraz wypijesz? - co prawda chciałem jeszcze powiedzieć, że może mieć gdzieś antidotum i potem je wypić, ale sam doszedłem do wniosku, że nic nie zyskają tym, że mnie zabiją.  - Daj... - przechyliłem srebrne naczynie i wypiłem wszystko duszkiem. Smak nawet nie był taki zły. W sumie to był neutralny i co najważniejsze, nie powodował odruchów wymiotnych.  Odstawiłem pusty już kielich i uśmiechnął się do siebie w uldze, że okropny ból głowy mi minął. Nie zdążyłem się tym szczęściem nawet nacieszyć, bo po chwili wszystkie wspomnienia uderzyły we mnie niespodziewanie. Ja, siedzę sam w barze, nagle przychodzi Malfoy. Oczywiście na początku miałem go gdzieś, ale im więcej procentów trafiło do mojego organizmu tym bardziej stałem się otwarty. Rozmawialiśmy w sumie o niczym, jak starzy dobrzy kumple. Było już po dwudziestej trzeciej kiedy Ben powiedział nam, że zamyka i musimy się zbierać, byłem nieźle wypity, więc Malfoy musiał mnie podtrzymywać, żebym się nie przewrócił. Teleportowaliśmy się do jego domu i chyba potem zasnąłem, bo już nic nie pamiętam…  - Haha! – śmiał się Zabini – kocham ten wyraz twarzy u ludzi, kiedy wypiją eliksir i przypominają sobie poprzedni dzień haha - Wszystko super, ale to nie tłumaczy dlaczego byłem goły! - Och… Potter, nie goły, nie goły, tylko w bieliźnie. Ściągnąłem z Ciebie ubrania, żeby Nutka je wyprała i tyle.  - Okej. Dziękuje za gościnę i tak dalej, ale muszę się zbierać, bo Ginny mnie zabije – skrzywiłem się. - Leć, leć!  - Paaa, Potti! – pożegnał się Blaise, po czym wybuchnął śmiechem. Nigdy nie rozumiałem tego kolesia, ale mniejsza z nim. Jak tylko wyszedłem na dwór i przekroczyłem ogromną bramę Malfoy Manor, teleportowałem się do domu. Otwarłem cicho drzwi i skradałem się na palcach, jak nastolatki w amerykańskich filmach, kiedy wrócą do domu, po godzinie policyjnej. Nic to nie dało, bo Ginny stała w salonie i nerwowo przytupywała nogą.  - Dzień dobry – uśmiechnąłem się miło. - Dzień dobry? Dzień dobry?!! Gdzieś ty był całą noc! Dzwoniłam do Rona i mówił, że po tym jak wyszedłeś o 17 z biura, nikt cię nie widział! Wiesz jak się zamartwiałam?! Mieli już po Ciebie wysłać patrol aurorów!  - Sam przecież jestem aurorem… - powiedziałem pod nosem. - Gdzie byłeś?  - U starego kumpla – taaa kłam, kłam, tylko dobrze.  - U którego niby?  - Nie znasz. Wyjechał zaraz po wojnie i teraz wrócił, spotkałem się z nim, trochę wypiliśmy no i wiesz… - Wypiliśmy? – Noo i po mnie.  - Parę kremowych, ale nawet nie zauważlyliśmy, kiedy zrobiło się tak późno. Nie chciałem Cię budzić, więc zostałem u niego na noc.  - Ojj dziękuje, że się tak o mnie troszczysz – Ten ton głosu, nie zwiastował niczego dobrego.  - Widzisz? Przepraszam Ginny… - skruszyłem się. - Cokolwiek. Ja idę teraz do Miony, a ty rób co chcesz. – Wyszła trzaskając drzwiami. No to parę następnych dni zapowiadają się cudownie… Mam tylko nadzieję, że będą to ciche dni, bo ciągłych pretensji nie zniosę, a gdyby tego było mało w pracy czekał mnie o wiele większy problem w postaci pewnego Puchona i to wszystko za to, że uratowałem świat od zguby!
No to na dzisiaj tyle ;) Jeszcze raz bardzo dziękuje za wszystkie
komentarze i mam nadzieję, że będziecie się nadal odzywać ^.^ Innych też zapraszam do ujawnienia się  : >


Mam nadzieję, że nowy rozdział się Wam spodobał, co prawda nie było gwałtu na skacowanych Harrym, no ale nie wszystko od razu xD
Zapraszam do komentowania ;)
Ps. Na każdy Wasz komentarza zawsze odpowiadam, więc jeśli jesteście ciekawi mojej ekstazy po kolejnych otrzymanych opiniach, to zapraszam ^^
~Feniksa

niedziela, 5 stycznia 2014

PDAW: Rozdział 3 Spotkanie po latach

Wiem, że miało być na święta, ale niestety nie dałam rady... przepraszam :< Za to tak na dobre (mam nadzieję) rozpoczęcie roku rozdział ;) Życzę Wam wszystkiego co najlepsze, spełnienia marzeń, miłości, zdrowia, pieniędzy :D  Zapraszam do czytania i komentowania :*

Aha! Jeszcze sprawa wagi państwowej! Tutaj link do bloga: http://verrmor.blogspot.com/. Pewien Pan na prawdę świetnie pisze i nie pożałujecie, jeśli tam zajrzycie ^.^

Ps. Przeprasza za wszelkie błędy, ale dodane na szybko, jak wrócę to jeszcze sprawdzę ;) 

...
Patrzyliśmy na siebie w niedowierzaniu. Co ON tutaj robił?! Nie dość, że najpierw Cedric, to jeszcze teraz on, a ja jestem pijany. Pięknie Harry, po prostu pięknie.
- Co ty tutaj robisz? - On się mnie śmie o takie rzeczy pytać?!
- Raczej co TY tutaj robisz. Podobno się wyprowadziłeś.
- Widzę, że nie jesteś doinformowany. Wróciłem całkiem niedawno i wszystko wskazuje na to, że zostanę na stałe - I ten jego firmowy uśmieszek! Jak on mi działa na nerwy!
- To miłego życia życzę.
Potuś... nie bądź ironiczny, ale wiesz, zaskoczyłeś mnie.
- Niby czym?
- Nie spodziewałem się, że to właśnie ciebie zobaczę, jak się staczasz w miejscowym barze haha!
Przemilczałem to, odwróciłem głowę i pociągnąłem łyk ze szklanki.
- Potter! Chyba nie powiesz, że się obraziłeś, co? - śmiał się nadal.
- Posłuchaj mnie. Miałem dzisiaj ciężki dzień i najchętniej rzuciłbym się z Wieży Astronomicznej... Po prostu powiedz o co Ci chodzi i daj mi święty spokój.
-Ej... A co ty taki nieprzyjemny? Potter, Złoty Chłopiec, wzór do naśladowania... - nie mogłem tego słuchać i uciąłem mu wpół zdania.
- Takie złote, że aż srebrne, ha!
- Czekaj... Co?
- Miałem być w twoim domku. Kto wie? Może byśmy razem w dormitorium zamieszkali i Gryfonów gnębili!
- Yyy, Potter? Mam się Ciebie bać?
Ssss - zmachałem językiem jak wąż.
- A tak właściwie to czemu nie jesteś Ślizgonem?
Poniewaś byłem gziecinymulocym, małym chłopcem - powiedziałem parodiując głos małego dziecka.
- A co w związku z tym?
- A to, że jak poprosiłem tiarę, żeby mnie tam nie dawała, to posłuchała - wzruszyłem ramionami.
...
Moje zdziwienie rosło z minut na minutę. Po pierwsze: Potter sam w barze, pije do lusterka. Po drugie: Jest chamski i wredny, ale może to wina mojej osoby? Po trzecie i co chyba najważniejsze: Potter miał być Ślizgonem?! I do tego ta stara szmata wysłuchała prośby biednej sierotki? Ugh... Zawsze wiedziałem, że z tą całą czapką, to jakiś przekręt jest.
- A jak tam Twoje życie uczuciowe? – zapytałem jak gdyby nigdy nic. 
Mrrr sielanka po prostu 
- To ilu się dorobiłeś? Przyznaj się. 
- Co Cię obchodzi zawartość mojego skarbca?
- O dzieci się pytam... 
- Żadnego! Jestem przecież w kwiecie wieku! Nie będę tego psuł żadnym bachorem! Chociaż Ginny cały czas mi tym głowę truje. 
- Dobrze, dobrze już... Uspokój się. Chwila! Nie mów mi, że jesteś z tą rudą! Haha – śmiałem się jak głupi. 
- A to jakiś problem? 
- A nie, nie. Wręcz przeciwnie! Wygrałem zakład i dostanę swoje pieniądze. 
- No to się cieszę Twoim szczęściem.
Gadaliśmy tak jeszcze dłuższy czas o życiu i mało ważnych sprawach, cały czas pijąc, więc nic dziwnego, że ja byłem wstawiony, a Potter no cóż... Nieźle pijany. 
- Dobra chłopcy – zaczął barman – Musicie się zbierać, bo zamykam. 
- To ja uciekam! – zawołał Potti, ale za daleko to on nie zaszedł, bo jak tylko wstał, podwinęła mu się noga i pewnie runąłby twarzą w podłogę, ale w ostatniej chwili podtrzymałem go. 
- Tylko mi się tam nie zabij po drodze, co Harry? 
- Bez obaf – świetnie... język już mu się plącze.
- To mój dobry przyjaciel. Bądź tak dobry i dopilnuj, żeby trafił do domu, co? – zapytał się mnie Ben. Nie powiem, zdziwiły mnie jego słowa, ale zgodziłem się. 
- Nie ma sprawy, to miłego wieczoru życzę. 
- Nawzajem. 
Wyszliśmy z baru i chodź sam nie byłem pewny swoich nóg, musiałem jeszcze prowadzić zalanego w sztok Gryfona, a myślałem, że tacy grzeczni są hahaTeleportowałem się z nim przed swój stary dom. Miałem nadzieję, że ojca nie będzie w domu i na szczęście moje modlitwy się ziściły, co w sumie było dziwne, bo ojciec rzadko nie wracał na noc. Posadziłem go na kanapie, a sam poszedłem do kuchni, by zawołać skarzatkę. 
Nukta? 
- Pan wzywał? – skłoniła się nisko. 
- Tak. Wiesz może, gdzie jest mój ojciec?
- Powiedział, że wyjechał w interesach i wróci jutro wieczorem. 
- Dziękuje. Mogłabyś przygotować mi i mojemu znajomemu, coś do jedzenia?
- A czego Pan sobie życzy? 
- Mogą być kanapki i herbata. 
- Oczywiście.
Wróciłem do pokoju, by wyciągnąć od niego gdzie mieszka i jak najszybciej się go pozbyć. 
- Potter - Zero reakcji... - Potter! 
Slucham ce? 
- Gdzie mieszkasz? 
- Uuu przylko mi, ale nie podaję adresu zamiszania na pierwszej randce. 
- Jakiej randce? Potter, to ja, Malfoy, pamiętasz? 
- Ależ oszywiście pięknisiu.. 
- W takim razie podaj mi adres. 
- Ale ja nigsie nie idę – zrobił minę naburmuszonego dziecka, co muszę przyznać było urocze, nawet jak był pijany.
- Niby czemu? – zdziwiłem się. 
- Bo tam będzie Ginny i na pewno znowu będzie krzyczeć i krzyczeć... Wiesz jakie to męczące! 
- To po się z nią ożeniłeś?
- Jeszcze nie oszeniłem! 
- Okej, okej. A gdzie będziesz spać? 
- U Seamusa – Za cholerę nie wiedziałem o kogo mu chodzi. 
- A nie lepiej u Rona? 
- Nie! Bo tam jest Miona i wszystko jej powie. 
Haha! Nie mów, że Granger jest z Weasley'em? 
- No jes
- Okej, to gdzie mieszka ten cały Seamus? 
- A ja wiem? Źwne pytania zadajesz. 
- Jak to nie wiesz?! 
- No normlanie... Nie irytuj się tak, bo zloś pieknosi szkodzi. 
- To twój przyjaciel. Musisz wiedzieć. 
- Nie wiem. Zawsze się tam teleportowałem i już. 
- No to teleportuj się.
Psylko mi, ale chyba nie jestem w stanie.
- A jak on ma na nazwisko? 
Finnigan. 
- Nutka. 
- Pan wzywał? 
- Tak. Proszę idź do domu Seamusa Finnigana i zaprowadź go do nas. 
- A co z kolacją?
Dokończysz jak wrócisz. 
- Jak Pan sobie życzy. Przynajmniej jedna ogarnięta istota w tym domu. Nie wiem czy Potter udawał czy nie, ale po woli zaczynał mnie już wkurzać. 
- Idę do kuchni zrobić coś do jedzenia, a Ty tu siedź i nigdzie się nie ruszaj. Dobra, dobra. Na kuchennym blacie stał talerz z trzema kanapkami. Za mało, więc musiałem resztę dorobić sam. Kanapek chyba nie da się popsuć, prawda? Wziąłem nóż, masło, szynkę, sałatę, ogórek i oczywiście chleb. Wielbić Merlina, że był pokrojony. Posmarowałem trzy kromki, porozcinałem je na pół i czas na szynkę. Nie mam pojęcia jak ona pokroiła ją tak cienko, ale ja starałem się jak mogłem i powychodziło plasterki grube na 5 cm, to samo było z ogórkiem. Dobrze, że sałaty nie trzeba kroić. Spojrzałem na moje kanapki, a potem na kanapki Nutki i się załamałem, ale potem stwierdziłem, że on i tak jest pijany, więc nie zauważy różnicy. 
- Masz Potter, jedz. Potter? Nie mów mi, że zasnąłeś... Świetnie! – pochyliłem się nad nim, złapałem za ramię, lekko potrząsając i wołając jego imię. Nadal nic. Uznałem, że nigdy go nie obudzę i zrezygnowany sam zacząłem jeść kanapki, czekając na powrót skrzatki, która pojawiła się za chwilę z głośnym trzaskiem i niestety była sama. 
Panicza Seamusa nie ma w domu 
Ech można się było tego spodziewać. 
- Dobrze, dziękuje Ci, kolacji nie musisz już robić, ale prosiłbym o herbatę dla mnie 
- Jak sobie Pan życzy – skłoniła się, zniknęła i po chwili pojawiła się z ciepłą herbatą. Sam dojadłem kanapki i wypiłem ciepłą herbatę. Potem podniosłem się z kanapy, wziąłem różdżkę i przelewitowałem mojego niezapowiedzianego gościa do wolnej sypialni. Położyłem go na łóżko, ściągnąłem z niego buty, spodnie, koszulę. Zostawiłem go w samych bokserkach i przypomniało mi się czemu kiedyś miałem na niego taką ochotę. Jego szczęście, że mi przeszło, a może i nie? Przykryłem go kołdrą i poszedłem do swojej sypialni. Rozebrałem się do bokserek i rzuciłem się zmęczony na łóżko. Jutro na pewno będę miał kaca. Trzeba będzie wezwać Blaise'a, ona zawsze miał zapas eliksiru na kaca, ale to dopiero rano, teraz jestem zbyt zmęczony.

...

Trochę krótko, ale będę wiedzieć jak zacząć następny rozdział i może nie będzie musieli tyle czekać :>
Życzę szczęśliwego Nowego Roku :*
Aha! Na pewno wielu z Was zna Alex/Diabełka? Na pewno ^.^ Więc tutaj reklama jej stronki na FB: http://www.facebook.com/DiabelekWilku?ref=notif&notif_t=page_name_change, lajkujcie, lajkucie ^.^
Będę wdzięczna za jakiekolwiek komentarze ^.^
~Feniksa