czwartek, 19 grudnia 2013

PDAW: Rozdział 2: Powrót Przeszłości

Wiem, że się opierdalam równo, ale normalnie w szkole zapanował nowy wymiar patologi =,=  a życie leci i nawet nie wiem kiedy te dni przemijają :< Bardzo dziękuje za tyle wspaniałych komentarzy pod ostatnim rozdziałem, po niektórych aż mi się łezka zakręciła i tyle nowych osób doszło w komentarzach i nowi obserwatorzy ^.^ Jesteście cudowni i przepraszam, że może wyglądać to tak, że Was olewam, ale na prawdę tak nie jest i aż mi głupio za taką ciszę... Wy mi tyle pochwał, a jak takie coś odwalam :c Mam nadzieję, że nie jesteście (aż tak bardzo) źli :*
Zapraszam do czytania i komentowania :D

...

-Harry! Harry! 
-Co jest? - zdziwiłem się na widok zdyszanego Rona.
-Nie... nie... nie uwierzysz kogo zatrudnili!
-Brada Pitta haha - zaśmiałem się.

-Kogo? Zresztą nieważne... Cedrica!
-No i co w związku z tym? - zapytałem się nie wiedząc czym się tak ekscytuje.
-Harry! Cedrica! - popatrzyłem na niego nadal nie wiedząc o co mu chodzi. - Kurwa! Cedrica! Cedrica Diggory'ego! 
Jak to usłyszałem, miałem wrażenie, że ziemia przestała się kręcić, powietrze było jakieś ciężkie i ogólnie nie dało się oddychać.
-A..ale on wyjechał, miało go nie być, miałem mieć już spokój..- gadałem bez ładu i składu. - To na pewno TEN Cedric? - Błagam powiedz nie.. powiedz nie...
-Na pewno, widziałem zdjęcie w jego kartach. 
-Dlaczego nic nie wiedziałem o nowym pracowniku? Jestem tu szefem do cholery jasnej i nic nie wiem o naborze nowych pracowników?!! - krzyczałem na Bogu ducha winnego Rona.
-Też się dzisiaj dowiedziałem... Z tego co mówił Frank, przydzielił go ktoś z góry, bo niby nie ogarniamy papierkowej roboty czy coś...
-W dupie to mam, chcę papiery reszty kandydatów, nie będę z nim pracował! 
-Też się cieszę na spotkanie po latach, Harry - to był ten głos, którego nie pomylił bym z żadnym innym, ten głos, którego miałem nadzieję nie usłyszeć do końca swoich dni. 
-Cedric. Pewnie liczysz na jakieś miłe powitanie, ale jedyne co mam Ci do powiedzenia to to, że długo miejsca tu nie zagrzejesz - Głos ani razy mnie nie zawiódł, byłem z siebie dumny.
-Oj mylisz się, bo specjalnie mnie tu ściągali i wątpię, żeby mieliod razu wyrzucić
Ten jego uśmieszek... Jak ja go nienawidzę! Giń... giń... GIŃ!
-No to witamy, a teraz zabieraj się do swojej roboty. Ja muszę się udać do szefostwa - Ucieczka. Jakie to żałosne, ale nic innego nie przyszło mi wtedy do głowy. Już otwierałem drzwi, kiedy nagle czyjaś ręka zamknęła mi je przed nosem, odwróciłem się i zobaczyłem twarz byłego Puchona, stanowczo za blisko mojej.
-Nie uda Ci się mnie unikać całe życie - powiedział cicho.
-Zawsze można próbować. 
-W sumie wróciłem tu tylko z twojego powodu, żeby odebrać to co moje... - zamruczał przy moim uchu.
-Nigdy nie byłem, nie jestem i nie będę Twój! - krzyknąłem, uderzyłem go w twarz i wyszedłem. Do pracy już dzisiaj nie wrócę, jak go zobaczę to nie ręczę za siebie. 
...
-Draco! Rusz swój sexi tyłeczek i wstawaj! - usłyszałem głos przyjaciela. 
-I tak go nie dostaniesz... - wymruczałem do poduszki.
-Och... Nie bądź okrutny, ranisz mnie, wiesz? 
-Możesz mnie w niego pocałować...
-Hm mam lepszy pomysł!
-AŁA! Popieprzyło Cię?! To bolało - powiedziałem smutno, kiedy Blaise z całej siły trzasnął mnie w tyłek. 
-Nie płacz, nie płacz, bo wiesz. A teraz wstawaj, bo podobno byłeś dzisiaj umówiony z kimś
-Zapomniałem! Która godzina?
-Ósma trzydzieści. 
-Mam dwie godziny, powinno wystarczyćSzybko podniosłem się z łóżka wleciałem do łazienki. Niestety musiałem zadowolić się tylko prysznicem, bo na kąpiele nie było czasu, przecież jeszcze musiałem ułożyć włosy!
-Draco! - usłyszałem łomotanie w drzwi - Przestań się pindrzyć i chodź na śniadanie.
-Już, już wychodzę - otworzyłem drzwi - o co tyle krzyku.
-Ja bez śniadania nie funkcjonuję, a mało czasu zostało - poskarżył się Zabini, a ja ruszyłem za nim do jadalni.

-To co tam takiego przygotowałeś? 
-Jajka na miękko - powiedziałam z dumą.
-Mniam! Uwielbiam jajka... - powiedziałem rozmarzonym tonem.

-Wiem. Co chcesz do picia?
-Herbatę i kawę.
-Nadal ten sam nawyk? - zaśmiał się krótko.
-Taa, niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią.
-Do stołu podano! - Blaise wszedł z tacą, na które stały parujące napoje i miska z jajkami, talerzyki, łyżeczki i to coś na jajka.
-Niby zwykłe jajka, ale smakują wybornie - pochwaliłem go.
-No bo w końcu to ja je przygotowałem, nie?
-Nadal lubisz gotować - stwierdziłem fakt.

-A Ty nadal nie potrafisz haha!
-Co prawda to prawda. Ja nawet makaron potrafię zepsuć.
-Tiaa... Muszę pamiętać, żeby nie jeść niczego, co przygotowały Twoje arystokratyczne łapki hehe
-Proszę! Śmiej się z biednego człowieka! - zrobiłem smutną minkę.
-Co jak co, ale do biednych to Ty nie należysz.
-Ty mnie kolego za słówka nie łap, zjadłeś?
-Ta, ale tobie jeszcze kawa została.
-Pff! - kawa już zdążyła przestygnąć, więc wypiłem ją jednym duszkiem. - A teraz chodź, bo serio się spóźnimy.

...
Z głośnym trzaskiem wylądowaliśmy przed budynkiem. Nie był zbyt dużo, ale z zewnątrz wyglądał bogato i nowocześnie, idealnie się nada na kancelarię! Okna były przyciemniane, a dach z różnymi wzniesieniami. Był on pomalowany na szaro, a przez jego środek biegł jasnobrązowy pas, wykonany z drewna, a cały tren ogrodzony był czarnym płotem z bogatymi zdobieniami.
-Robi wrażenie - zagwizdał Blaise.
-Mam nadzieję, że w środku nie wymaga generalnego remontu, chodź.
Weszliśmy do środka i kamień spadł mi z wątroby... czy tam z serca, jak kto woli. Budynek w środku był świeżo pomalowany, co można było wywnioskować po tym, że w powietrzu unosił się zapach farby, a podłogi również wyglądały na świeco położone.
-Witam! - wyszedł zza drzwi uśmiechnięty (jak zwykle zresztą) właściciel - Pan Malfoy i Pan...? - spojrzał na Blaise'a
-Mój przyjaciel. Blaise Zabini, Bradley Colin - wskazałem na nich dłonią - Bradley Colin, Blaise Zabini.
-Witam - skinął głową w stronę mojego ciemnoskórego znajomego. - Może od razy przejdziemy do rzeczy? - nie czekając na naszą odpowiedzieć kontynuował. - Generalny remont skończyłem trzy dni temu. Oczywiście zrobiłem też przegląd wszystkich instalacji i takich tam, więc nic nie powinno szwankować.
-A czy dostanę jakieś potwierdzenie? 

-Ależ oczywiście! Przy podpisywaniu umowy dam panu wszystkie dokumenty.
-A co z meblami? 
-Część się zachowała, ale może być ciężko, by dobrać potem coś pasującego. Chciałaby je pan obejrzeć?
-Nie, myślę, że nie.
-No to problem z głowy! - z zadowoleniem klasną w dłoń- Z tego co zrozumiałem, chciałby pan założyć tutaj kancelarię adwokacką?
-Tak.

-A co z drugim piętrem?
-Chciałbym je obejrzeć. Jeśli warunki będą mi odpowiadały, chętnie bym tu zamieszkał.
-W takim razie zapraszam - skierował dłoń w kierunku schodów. 

-Mrr pierwsze spotkanie i już nas na pięterko ciągnie - śmiał mi się do ucha Blaise. Chciałem... na prawdę chciałem zachować powagę, no ale jak? 
...
Drugie piętro pozytywnie mnie zaskoczyło. Było o wiele większe niż mogłoby się wydawać z zewnątrz. Była sporej wielkości łazienka, dwie sypialnie, coś na kształt średniej wielkości salonu i kuchnia, w której było dość miejsca by postawić stół z czterema krzesłami.
-I jak się Panu podoba? 

-Jeśli byłby na dzisiaj urządzony według mojego gustu, to mógłbym się nawet dzisiaj wprowadzać. 
-Czyli bierze Pan? 
-Teraz się mnie Pan na pewno nie pozbędzie - powiedziałem z uśmiechem na twarzy. 
-To zapraszam na dół, do biura. Zaczniemy podpisywać już wstępną umowę. 
...
Dlaczego on? Dlaczego to właśnie musiał być on? Wszystko już było takie piękne... Nawet z Ginny zaczęło mi się układać. Wiem, trudno w to uwierzyć, ale bywało gorzej. Jakby nie było nawet Malofy wyjechał niedługo po wojnie i z tego co wiem, siedzi teraz w Paryżu. Muszę się napić. Wiem, że to nie jest rozsądne wyjście, ale jak tego nie zrobię, to zabiję pierwszą osobę, która mnie zdenerwuje. Wszedłem do mojej ulubionej knajpki i usiadłem przy barze. 
-Harry! Co podać? - uśmiechnął się do mnie życzliwe kelner.
-Witaj Ben. Daj mi szklankę ognistej. 
-Ułł to widzę, że humorek nie dopisuje? Co się stało? - wziąłem spory łyk podanego trunku. 
- Przeszłość... - powiedziałem jak gdyby miało to wszystko wyjaśnić.
-O przeszłości trzeba zapomnieć i żyć dalej! 
-Zapomniałem, ale ona wróciła i to w bardzo brutalny sposób. 
-To jeszcze jedną szklankę? 
-Czytasz mi w myślach...
...

Całe podpisywanie tych papierków zajęło nam dłużej niż się spodziewałem. Na dworze już się ściemniało, ale nie wiedziałem, która godzina, bo telefon mi padł. Zabini oczywiście zmył się pod pretekstem spotkania.. Jak go tylko dorwę to nie ręczę za siebie! Ale teraz trzeba iść się odstresować. Wszedłem do mile zapowiadającej się knajpki i usiadłem przy barze, obok czarnowłosego faceta, który miał głowę wspartą na dłoni. Nie widziałem jego twarzy, ale skądś kojarzyłem te wiecznie rozczochrane włosy. 
-Co tam? - przywitałem się. Właściwie nie wiem dlaczego to zrobiłem, bo nie lubiłem poznawać nowych ludzi. Poczekałem chwilę, ale z jego strony nie doczekałem się odpowiedzi, nawet nie odwrócił się cham jeden! 
-Ekhem! - odchrząknąłem sugestywnie. 
-Czego? - zapytał. Nie, nie, poprawka, on to wywarczał. 
-Siedzisz taki przygnębiony. Pomyślałem, że chcesz pogadać. 
-Może jednak nie. 
-Pff! Nie to nie, ale mógłbyś zachować chociaż resztki kultury i odwrócić się, kiedy ktoś do ciebie mówi! - poniosły mnie nerwy, ale nienawidzę rozmawiać z plecami. 
-O co Ci chodzi człowieku! - odwrócił się zamaszyście nieznajomy, który wcale nie okazał się taki obcy jak myślałem. 
-Potter?!
-Malofy?! 

...

Wiem, że krótko i pewnie nie za ciekawie, ale mam nadzieję, że jakoś się Wam spodoba ;) Parę dni temu dodałam one-shota i doszły mnie słuchy, że nie da się go przeczytać, ale zaktualizowałam go i wstawiłam do zakładki "one-shoty", więc powinno działać :> Wiem, że notka bardzo krótka, ale mam zamiar jeszcze przed świętami, albo na święta coś wstawić, żeby jakiś prezent Wam dać, za to, że ze mną tyle wytrzymujecie :DBardzo Was przepraszam, że tak długo cicho byłam ._. Mam nadzieję, że jeszcze jednak to czytacie ._. Proszę o komentarze! Aha! i przypominam o pewnym forum, na które gorąco zapraszam :D http://vertdell.cba.pl/~Przepraszająca Feniksa
A tu wstawiam taką moją jedną z ulubionych świątecznych piosenek ^.^ Wesołych Świąt!! :D


sobota, 16 listopada 2013

One shot: Zamiana osobowości część 1

Bardzo, bardzo, bardzo x1000 przepraszam!! Boję się nawet spojrzeć kiedy była dodana ostatnia notka... :C Możecie bić i w ogóle... ;__;
 Nie mam weny na razie na nowy  rozdział, ale naszedł mnie (moim skromnym zdaniem) nawet fajny pomysł na taki o one-shot, oczywiście o naszych chłopcach ^^ Pomysł mnie jakoś nawiedził jak byłam z pieskiem na spacerze i postanowiłam napisać, także zapraszam do czytanie ^^
Ps. Zaczęłam to pisać jakoś na początku wakacji, ale jeszcze wcześniej... o_O Jak ten czas leci... No nic, mam nadzieję, że niej jest on najgorszy i Wam się spodoba ^.^
Zapraszam do czytania i komentowania :>
Wiem, że można się czasem nie połapać co kto mówi, więc słowa Harrego będą zapisane na czerwono, a Draco na zielono :>
Zapraszam do czytania... Jeśli ktoś w ogóle jeszcze czyta :<
...

Szedł sobie jak co dzień w towarzystwie czterech osób. Dwóch przyjaciół, do których można zaliczyć Blaisea i Notta, no i oczywiście swoich dwóch sługusów, czyli Craba i Goyla. Jak na arystokratę przystało, szedł w środku grupy i na pośrodku korytarza, a jego wierne pachołki, wszystkich uczniów, którzy mieli czelność ich nie przepuścić, spychali na ściany, nie żałując przy tym swojej siły, co za każdym razem, skwitowane było jękiem ofiar. I zapewne szedł by tak sobie dalej z dumnie podniesioną głową, lecz przeszkodziła mu w tym pożal się boże Złota Trójca.
-Proszę, proszę.. Potter i twoje wierne pieski, które żyją w blasku twojej, jak inny sądzą "sławy"
-Zamknij mordę Malfoy! - ostrzegł Ron.
-Nie mówiłem do ciebie...
-Jeśli mówisz do Harrego, to również i do mnie. 
-Nie myślałem, że potrafisz być jeszcze bardziej żałosny niż jesteś... A tu proszę niespodzianka!
-Odwal się od niego, fretko. - powiedział Harry, wyciągając przy tym różdżkę.
-Widzę, że z wami nie da się zabawić... Od razu was ciągnie do wojny, a przecież jesteście zwolennikami tej jasnej strony. 
-Pieprz się Malfoy.
-Z przyjemnością o ile nie mówisz o sobie Granger. - uśmiechną się ironicznie.
-Możesz pomarzyć... Prędzej wybrałabym Filcha niż ciebie. 
-No przynajmniej ktoś na twoim poziomie... Chodź w sumie nawet nędzny charłak nie zasługuję na takie poniżenie jak szlama.
-Przegiąłeś... Drętwota! - krzykną rudzielec.
-A więc tak się bawimy? - zapytał retorycznie blondyn, po tym jak poprzez tarczę odrzucił zaklęcie. -Duro!
-Expelliarmus. - krzyknął Potter.
-Furnuculs. - odpowiedział Draco.
-Immobilus!
-Rictusempra!
-Sectumsempra!
-Tarantallegra!
-Personalitatem Restituo! - krzyknął Goyle i schował się za Draconem, a z jego różdżki wystrzelił fioletowy promień, który uderzył w Pottera, który niczego się nie spodziewał z jego strony. Stał tak nieruchomo, nie mając pojęcia na co ma się przygotować. Nagle z jego piersi, wyskoczył granatowy promień i trafił w blondyna. Nastała cisza i nikt się nie odzywał. W końcu Hermiona nie wytrzymała i zaczęła krzyczeć na  cały korytarz.
-Do końca zidiociałeś? Jak mogłeś zrobić coś tak głupiego?!!
-Zamknij się Granger, przecież nikomu nic się nie stało... - powiedział spokojnie Nott.
-Ha ha! -zaśmiała się ironicznie. - Wszyscy żyją, więc waszym zdaniem jest ok? Zapewne nie wiedzie do czego służy zaklęcie Personalitatem Restituo...
-No w sumie to nie, ale raczej nic strasznego skoro wszystko jest dobrze... 
-Jak można być tak głupim! Zaklęcie  Personalitatem Restituo służy do zamiany osobowości! Zorjenotwał byś się gdybyś chodź trochę znał łacinę! Personalitatem oznacza osobowość, a Restituo - zamienić! W książkach zawsze jest napisane, że nie zaleca się rzucanie tego zaklęcia, ponieważ ciężko jest je odwrócić! 
-Wszystko wiedząca Granger wytłumaczyła nam wszystko, więc możemy już iść? - zapytał Potter, znaczy Draco... Może tak: Draco w ciele Harrego... 
-Yyy  coś ci się chyba pomyliło bliznowaty... - spojrzał na niego z odrazą Blaise.
-Weeeź spierdalaj arystokrato od siedmiu boleści... Idziecie czy nie?! - krzyknął Harry... to znaczy Draco. 
-Merlinie...ale schiza... - skomentował Ron. 
-Nie ma to jak wysoce inteligenta odpowiedź rudzielcu... 
-Hej! Odpieprz się od Rona! - krzyknął Draco, stając przy tym u boku swojego przyjaciela... A w sumie to przyjaciela bruneta.
-Draco... Co ty? - zaśmiał się Nott.
-Co ja? - denerwował się Malfoy w ciele Potter, rzecz jasna.
-Dooobra... Co tu się, kurwa, dzieje? 
-O co Ci chodzi? -  ciało bruneta był na skraju wytrzymania.
-Wy dalej nie rozumiecie? - irytowała się Miona. - Twój przyjaciel, zamienił ich osobowości, to tak jakbyś wziął mózg Fretki i wsadził do głowy Harrego,  mózg Harrgo do jego. Już, troszkę jaśniej macie w główkach? - zapytała z pożałowaniem Hermi.
-Co ty gadasz szlamo... W życiu nie zamienił bym się mózgami z tym żałosnym stworzeniem... O ile on jakiś mózg posiada... - powiedziało dumnie ciało Gryfona.
-Masz i popatrz! - Pociągnęła za rękę Malfoya, a właściwie jego ciało i postawiła je przed brunetem.
-Jak to odwrócić? - zapytał zbyt spokojnie Draco. 
-Mówiłam, że bardzo ciężko, a stałe przeciw zaklęcie nie istnieje! 
-Mionka, proszę powiedz, że potrafisz!! - błagało ciało blondyna, a w nim Harry.
-Och... Merlinie... Nie poniżaj tak mojego pięknego ciała. Żebym błagał szlamę!?
-Stul pysk, albo potnę ci tą buźkę żyletką! - wkurzył się porządnie Harry. - To jak Miona?
-Przykro mi Harry, ale wątpię, że pomogę... 
-Goyle... Właśnie podpisałeś na siebie wyrok śmierci!! 
-Przepraszam stary... Ja nie miałem pojęcia jakie zastosowanie ma to zaklęcie.. Kiedyś gdzieś o nim czytałem... Chciałem ci tylko pomóc.. - bronił się.
-Kiepskie wytłumaczenie...- odpowiedział nazbyt spokojny ślizgon.
-Zanim zaczniecie się zabijać... Trzeba się zastanowić. - poinformowała ich Gryfonka lecz ktoś jej brutalnie przerwał.
-Och... Przymknij się wreszcie! Poradzimy sobie świetnie bez rad Panny Mądralińskiej! - odezwało się ciało Pottera.
-Nie mów do niej  w taki sposób! Gdybyś nie zauważył ona chce nam pomóc! - w obronie Granger staną Harry, w ciele Malfoya rzec jasna.
-No to co proponujesz? - powiedział przez zęby Draco.
-Chodźmy do biblioteki. - odpowiedziała jak gdyby to było oczywiste.
-Biblioteka... Stałe rozwiązanie... A nie przyszła Ci do głowy pomoc jakiegoś nauczyciela? - powiedział zniesmaczony Nott.
-Jeśli chcecie mieć przejebane za używanie nielegalnych zaklęć to droga wolna!
-Więc mam rozumieć, że zostaje tylko biblioteka... - zapytał retorycznie blondyn.
-Brawo Har.. Malfoy. Ugh... Chodźcie za mną.
-A dlaczego my nie? - zbulwersował się Blaise.
-No właśnie! - przyznali mu rację kumple.
-Ponieważ będzie nas za dużo, a znając wasze ograniczenia intelektualne, zaczniecie się kłócić, Pani Pince wywali nas, a my będziemy w czarnej dupie. A teraz idziemy. - zarządziła.
-Hermi, a ja? - zapytał niepewnie Ron.
-Zostajesz. Harr... Och.. cały czas mi się mylicie... Malfoy rusz łaskawie swoje cztery litery.
-Nie będziesz mi mówić co mam robić! - ciało bruneta skrzyżowało ręce na piersi, dając tym do zrozumienia, że nie zamierza się ruszyć.
-Więc spędzisz resztę swojego życia w ciele Harrego. - skwitował Ron.
-Ugrh... Już idę, idę...
-No i alleluja!
...
We trójkę weszli do biblioteki już trzy godziny temu i nadal nic. Szukali już chyba wszędzie, nawet w księgach, które były kompletnie na inny temat. Hermiona rzecz jasna nie dawała za wygrana i nadal wytrwale szukała. Harry w duchu dopingował swoją przyjaciółkę, a Malfoy jakieś pół godziny temu usiadł na jednym z krzeseł, nogi zarzucił na stół i przeglądał jakąś księgę zaklęć.
-Może byś się wreszcie ruszył! - wywarczał Harry w ciele Ślizgona.
-A co mam jeszcze twoim zdaniem robić? Siedzimy już tu Merlin jeden  wie ile i na razie nadal tkwię w tym twoim gryfońskim ciele. - przynajmniej seksownym... - dodał w myślach.
-Hermi... Może pójdziesz do Mcgonagall po pozwolenie, by przeszukać Dział Ksiąg Zakazanych.
-Chyba nie ma innego wyjścia... - poddała się Granger.
-Proponowałem to na samym  początku, ale nieee
-Malfoy.. Daruj sobie. - powiedziała zirytowana Gryfonka. - Idę, ale to na pewno zajmie mi trochę czasu... Dwa dni temu też brałam pozwolenie i jak ona mi nie da, będę musiała poprosić innego nauczyciela.... W każdym bądź razie siedźcie tu i spróbujcie się nie pozabijać. - skończywszy mówić, zabrała swoją szkolną torbę i ruszyła do wyjścia.
-Hm.. może zobaczymy jak ciało słynnego Chłopca-Który-Przeżył jest zbudowane... Nie wiedzieć czemu zawsze mnie to interesowało... - twarz Harrego uśmiechnęła się iście ślizgońskim uśmieszkiem, co było nietypowym widokiem.
-Nie odważysz się...
-Zakład? Najpierw trzeba się pozbyć tej szaty... - twarz Draco pozostała niewzruszona. - Teraz po kolei każdy guziczek... Jeden... Drugi...Trzeci...Czwarty...Piąty...Szósty...Siódmy...Mrr i po kłopocie..., a teraz odsłaniamy... Ooo Potii któż by przypuszczał, że pod tymi szmatami kryje się takie arcydzieło... Nie powinieneś się tak ukrywać...
-Malfoy... Tobie czytanie książek chyba na mózg się rzuca... - skomentował to Harry.
-Całkiem możliwe... A teraz czas na spodnie... - uśmiechnął się chyrze.
-Nie! - Harry rzucił się na swoje własne ciało.
-Hahaha ty na prawdę myślałeś, że to zrobię? Hahaha no nie mogę...
-Potter! Malfoy! Proszę natychmiast opuścić bibliotekę! I Panie Potter.. Proszę się ubrać z łaski swojej. - powiedziała zdegustowana bibliotekarka i udała się za swoje biurko. Chłopcy pozbierali się z podłogi, wzięli swojego rzeczy i udali się do wyjścia.
-Zadowolony? Przez ciebie nie znajdziemy przeciw zaklęcia, a bibliotekarka myśli, że robię w każdą sobotę robię striptiz w bibliotece! - krzyczał Harry.
-Chłopcze Złoty... Nie unoś się tak...
-Jesteś popieprzony...
-Możliwe, ale i tak wyszło na to, że to ty biegasz nago po bibliotece szkolnej. - cieszył się Draco.
-Śmieszne... Co teraz zrobimy?
-Noo Granger coś na pewno znajdzie..., a my możemy się gdzieś przejść.
-My? Razem?
-A co innego nam pozostało? Ja nie mam zamiaru się pokazywać w twoim ciele publicznie... Jeszcze by mnie domownicy zabili...
-W sumie to dobry pomysł. Chodźmy gdzieś... Może na błonia?
-Za dużo ludzi.. Chodźmy do Wierzy Astronomicznej, ona zawsze jest pusta.
-Dla mnie okej.
Jak postanowili, tak zrobili i po 10 minutach byli już na miejscu.
-Skąd wiedziałeś, że nikogo tu nie będzie? - zapytał zaciekawiony Gryfon.
-Z doświadczenia... tak to można ująć.
-Po co tu przychodzisz?
-Żeby oderwać się od przytłaczającej rzeczywistości...
-Co masz na myśli?
-Ech... Nie masz czasem takiej potrzeby by pobyć chwilę samemu..., wyciszyć się i oderwać od znajomych? No skąd.. Przecież twoje życie jest idealne... - parsknął Malfoy.
-Mogłoby się tak wydawać, ale doskonale cię rozumiem... Ja chodzę do Zakazanego Lasu. - przyznał się brunet.
-I to niby ja jestem popieprzony, Potter? Kto normalny łazi sam po Zakazanym Lesie?
-Nie przyszło mi nic lepszego do głowy. - ich rozmowę przerwała nadlatująca szkolna sowa.
-To chyba do ciebie Potti. - Harry odwiązał mały liścik, na co sowa fuknęła i odleciała.
-Od kogo to?
-Od Miony...


Gdzie wy jesteście?! Mniejsza z tym... Mam antidotum (chyba), więc ruszcie łaskawie swoje tyłki do biblioteki, a raczej przed...
Ps. Jak mogli tak szybko was z niej wywalić?!!
H.
-O co chodzi? 
-Hermiona ma antidotum. Chodź! - krzyknął uradowany Harry w ciele blondyna.
-Ale gdzie? 
-Przed bibliotekę! Szybko! 
-Niech ją Merlin błogosławi! - powiedział do siebie Draco i ruszył za swoim uradowanym ciałem.
...
-Hermiona! - przytuliło ją ciało Malfoya.
-Em... Dziwnie się czuję jak przytulasz mnie w tym ciele.
-Właśnie! Trochę szacunku Potter dla tego arystokratycznego ciała!
-Możecie przestać? Wypijcie to. - zarządziła Gryfonka.
-A co to? - zainteresował się Ślizgon. - Nie pachnie zachęcająco.
-Serio mam Ci teraz tłumaczyć cały skład?
- A jaką mam w ogóle pewność, że to zadziała?
-Yyy no... - brązowooka nie mogła się określić.
-To inaczej. Co się stanie jak to nie zadziała?
-Nie wiem. - wymamrotała cichutko.
-Co proszę? - Malfoy nadstawił ucho.
-Nie wiem! Wypij to po prostu, tylko zróbcie to równocześnie.
-Gdyby nie chodziło tu o taką ważną sprawę nigdy bym tego nie zrobił... - po tych słowach Ślizgon w gryfońskim ciele przyłożył małą fiolkę do ust i równocześnie z Harrym połknęli zawartość.
-Ekh... Nie żebym marudził czy coś, ale... Dlaczego wciąż patrzę na swoje własne ciało! - wkurw Dracona sięgnął zenitu. - I co? Panna Wszystkowiedząca teraz nagle milczy?! No powiedz coś!
-Myślałam, że to wystarczy... W książce brakowało jednej strony, ale miałam nadzieję, że to nieistotne...
-Haha, zabijcie mnie... - załamał się.
-Harry. Ja, ja przepraszam...
-To nie Twoja wina Miona - uśmiechnął się do niej pocieszająco Potter, co wyglądało dziwnie na twarzy Ślizgona.
-Potter, idziemy.
-A... ale jak to tak razem?
-Nie możemy się przecież tak pokazać!
...

Jest to pierwsza część one-shota ;) Mam sporo dylematów, jeśli chodzi o zakończenie, dlatego wstawiam pierwszą część teraz :>
Ja jeszcze raz bardzo przepraszam za taką nieobecność... Ale ja nawet nie wiem kiedy ten czas przeleciał :O
Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze w ogóle czyta... :C
Ja Was nadal bardzo kocham i wielbię...
Proszę o komentarze :*
~Błagająca o wybaczenie Fenika :*

wtorek, 12 listopada 2013

One-shot: Chwila zapomnienia

Naszła mnie taka wena jak oglądałam na TVP1 Święto Niepodległości o_O Mam nadzieję, że jako tako Wam się spodoba, od razu przepraszam za wszelkie błędy :C Zapraszam do czytania i komentowania :>
...

...
-Harry, Harry! - Świetnie... Znowu ten rudzielec, który przyjaźni się ze mną dla własnych korzyści i jego siostrunia, która "kocha" się we mnie, a prawda jest taka, że to jej rodzice kazali jej mnie usidlić.
-Cześć - uśmiechnąłem się. Tssa możecie mówić, że jestem dwulicową żmiją, ale gdyby nie oni to nie miałbym z kim gadać... 
-Czemu cię nie było na zajęciach? Mionka się zamartwiała - Mionka stonka hehe... Oczywiście nie powiedziałem tego na głos. 
-Bo mi się nie chciało?
-Nie możesz tak zawalać lekcji, a mówię Ci to ja!
-Jutro będę... Pasuje? Teraz idę się przejść, bo nie chce mi się wysłuchiwać kazań Hermiony na temat mojej przyszłości.

-Ale ona ma rację. Jak dalej będziesz tak robił, to nie zaliczyć egzaminów! - wtrąciła się ruda.
-Proooszę cię. Jestem Złotym Chłopcem Gryffindoru myślisz, że ktoś by śmiał mnie udupić! 

-Dobra, rób jak chcesz. 
-W takim razie idę się przejść. 
...
Łaziłem bez celu po całym zamku. Jak oni mnie denerwują! Harry to, Harry tamto! Chodź na lekcje bo nie zdasz, a Snape powiedział, że Cię nie przepuści... Bla, bla, bla... Gadanie! Skoro taki Neville, albo Ron zdają, to ja też.
Jeszcze tego mi tu brakowało... Co on robi w Wierzy Astronomicznej!

-Potti. 
-Czego chcesz Malfoy... 
-Dawno Cię na lekcjach nie widziałem -Odwróciłem się w jego stronę, co nie było dobrym pomysłem, bo stał parę centymetrów za mną.
-A co stęskniłeś się? - prychnąłem ironicznie.
-A co gdybym powiedział, że tak... - nachylił się jeszcze bliżej, a mnie zalała fala dziwnego, ale przyjemnego ciepła... Stop! To przecież Malfoy. On jest chłopakiem i ja jestem chłopakiem. 
-Wtedy powiedziałbym bym, żebyś się zgłosił do skrzydła szpitalnego... - dlaczego mój głos się załamał? To nie jest normalne! On. Jest. Chłopakiem. 
-Uroczy jesteś jak się tak o mnie troszczysz... Harry. - Nie przysuwaj się do mnie jeszcze bardziej! Chwila. Przecież ja mogę się odsunąć. Mogę, ale czy chcę?
- Do zobaczenia jutro... Słodko się rumienisz - musnął delikatnie moje wargi swoimi i odszedł  Chwila... CO!? Ważniejszym pytaniem jest, dlaczego moje serce wali tak, jakby miało mi rozwalić wszystkie żebra. Pewnie dlatego, że mnie tak zdenerwował swoim dziwnym zachowaniem. Tak, to musi być tego powodem, ale to nie tłumaczy tego, że rumienie się jak dziewica. Idę się położyć.
...

-Harry! 
-Idę spać. 
-Stój! - rozkazała Granger.
-Co znowu...
-Od trzech dni nie było Cię na zajęciach - zaczęła swoją wyliczankę.
-Najwyraźniej nie odczuwałem takiej potrzeby, żeby się tam pojawić. 
-Masz zaległe trzy referaty u Snape'a i dwa u Mcgonagall, a na jutro mamy napisać wypracowanie na Zaklęcia! 
-Na poniedziałek wszystko oddam, nie martw się - uśmiechnąłem się przekonująco.
-Taa na  pewno, dzisiaj jest już czwartek - Kurwa jakbym nie wiedział. 
-Bądź spokojna, a teraz idę spać, bo jutro mam zamiar iść na lekcje.
-Wreszcie zmądrzałeś! Dobranoc
-Dobranoc
... 
-Wstawaj! Bo znowu nie pójdziesz na lekcje! 
-Ron! Przestań mnie bić tą poduszką! 
-To wstawaj, bo Hermi mnie zabije!
-Już, już... - zebrałem się w sobie i wstałem. Wolnym krokiem poszedłem do łazienki żeby umyć twarz i jakoś się obudzić, wtedy jak dwutonowe kowadełko uderzyły we mnie wspomnienia z wczorajszego spaceru po szkole. Moje serce znowu przyśpieszyło, a ja wmawiałem sobie, że to z powodu nienawiści do Ślizgona.
-Muszę z nim pogadać - powiedziałem sam do siebie i poszedłem się ubierać. 

...
Lekcje jak na złość dłużyły się niemiłosiernie, do tego od każdego nauczyciela musiałem wysłuchiwać o mojej ignorancji w stosunku do nauki i, że jak tak dalej pójdzie to będę nadrabiał rok bla, bla... Po drugim zdaniu po prostu ich nie słuchałem. Do tego po głowie cały czas chodziła mi sprawa z Malfoyem, którego jak na złość nie było na śniadaniu, a lekcję ze Ślizgonami mięliśmy ostatnią i żeby było milej są to eliksiry.
-Harry! 

-C..Co? - próbowałem udawać, że skupiam się na książce.
-Dzwonek, idziemy na eliksiry. 
-Już się zbieram. 
...
Nietoperz wpuścił nas do klasy z kamienną twarzą, jeszcze nie zauważył mojej obecności, więc jest dobrze, a Malfoy zajmował swoje stałe miejsce, będę go musiał jakoś zaczepić po zajęciach.
-Potter. Jak miło, że pojawił się Pan na moich lekcjach - i tu kończą się miłe wiadomości.
-Też się cieszę  - uśmiechnąłem się fałszywie.
-Minus 15 punktów na Gryffindoru za bezczelność i jeszcze 5 za to, że nie przychodził Pan na lekcje. Ma Pan zaległe referaty?
-Nie
-Kolejne minus 5 punktów - uśmiechnął się, tak jak tylko on potrafi i odszedł, a ja miałem ochotę go zamordować.
-Dzisiaj podzielę Was w pary pomiędzy domami. Nie chcę słyszeć żadnych sprzeciwów - stary nietoperz wymieniał nazwiska, a ja siedziałem i rozmyślałem nad tym co powiedzieć Malfoy'owi... Przecież do niego nie podejdę i nie powiem: 
Hej Malfoy, czemu mnie wczoraj prawie pocałowałeś? Wyśmieje mnie na miejscu. Pewnie przegrał jakiś tępy zakład i to ja miałem być ofiarą, a teraz pewnie liczą na to, że będę się za nim uganiał! Pff! Mogą pomarzyć!
-Potter do Malfoya.
-Nie będę! - powiedziałem nie zastanawiając się nad tym co powiedział Snape.
-Co proszę?
-Nie nic, już idę
-Minus 5 punktów
-Wsadź je sobie w dupę - powiedziałem po nosem i usiadłem obok tlenionego.
-Mrr Jakie miłe przywitanie - zamruczał Ślizgon.
-Nie mam zamiaru z Tobą rozmawiać, więc zróbmy ten eliksir i miejmy to z głowy
-I tak Cię dopadnę - powiedział z kamienną miną i zaczął kroić potrzebne składniki. Hm... Mam się bać go teraz czy za chwilę?
...
Siedziałem obok blondyna jakbym czekał na ścięcie. Wreszcie podszedł Snape, sprawdził nasz eliksir. Fretce dał W, a mi P... A jednak może potrafi sprawiedliwe oceniać? Moje rozmyślania przerwał upragniony dzwonek na przerwę. Z sali wybiegłem jako pierwszy. Byłem już w połowie schodów, gdy nagle za nadgarstek złapała mnie czyjaś dłoń. Byłem pewny, że to Ron albo Hermiona, więc pozwoliłem się zaciągnąć do pustej klasy.
-Wiem, wiem... Ale to nie moja wina, że ten Nietoperz, aż tyle punktów nam odebrał.
-Szczerze Potti, to nie bardzo obchodzi mnie ile punktów dzisiaj straciłeś... - wymruczał mi ktoś do ucha. Poprawka. Nie ktoś, tylko
-Malfoy?! - odwróciłem się gwałtownie, stając tym samym z nim twarzą w twarz.
-Brawo 5 punktów dla Gryffinodru. Oby tak dalej a odrobisz straty. Pamiętaj, że jestem Prefektem Naczelnym - szeptał mi do uchu, podgryzając mój płatek uszny, a mi słowa Prefekt Naczelny nigdy nie wydawały się tak seksowne.
-O..O co Ci chodzi?! - i znów to samo... Dlaczego nigdy nie mogę rozmawiać z nim w takich sytuacjach opanowanym głosem?!
-Oj myślę, że wiesz - jakie on ma cudowne oczy.... Stop. To. Jest. Malfoy do cholery! Merlinie co się zemną dzieje?
-Mo... może jednak mnie oświecisz?
-Bystry z Ciebie chłopak Harry, sam się domyślisz... - to powiedziawszy wpił się brutalnie w moje wargi. Na początku oczywiście chciałem go odepchnąć, ale przycisnął mnie całym swoim ciałem do ściany, uniemożliwiając mi to. W końcu oderwał się od moich ust i zjechał na moją szyję.
-Harry... Wiem, że chcesz tego tak samo jak ja... - mruczał mi do ucha. - Nie opieraj się dłużej, bo nie ma to większego sensu.
-Coś.. coś Ci się chyba pomyliło.
-Jesteś pewien?
-Tak.
-To idź. Proszę, droga wolna - puścił mnie i dalej patrzył tym swoim dziwnym spojrzeniem
- No...? Na co czekasz?  Śmiało! Spójrz mi w oczy i powiedz, że tego nie chcesz.
Patrzył się tak na mnie tymi swoim wzrokiem i chciałem mu powiedź, że nie chcę... Naprawdę!  Ale jakoś nie wyszło.
-I tak Cię nienawidzę... - Połączyłem nasze wargi w brutalnym, ale namiętnym pocałunku. Całowałem już się wiele razy, ale nigdy nie było to takie podniecające! Nie wiedząc co robię objąłem Malfoya nogami w pasie, a on przycisnął mnie plecami do ściany. Po woli zaczynało już nam brakować oddechu, więc Draco przeniósł się na moją szczękę, gryząc mnie przy tym Gdzieś tam niby wiedziałem, że skończy się to malinkami, ale nie dbałem o to wtedy, odchyliłem swoją głowę do tyłu dając mu większe pole do popisu, ale on pociągnął mnie za krawat, zmuszając tym do pocałunku, ale przestało mnie to satysfakcjonować i chciałem więcej, więc zacząłem na niego napierać, zmuszając go tym do zrobienia paru kroków w tył. Wreszcie trafiliśmy na to, na co chciałem, a mianowicie na szkolną ławkę. Malfoy chyba bezbłędnie odczytał moje zamiary, bo od razu na niej usiadł a ja na nim okrakiem.
-Harry... - wyjęczał gdy dobrałem się do jego guzików. - Przestań.
-Teraz mnie już nie powstrzymasz!
-Nie, poczekaj! - odepchnął mnie od siebie - Chodźmy do Pokoju Życzeń, za 20 minut.
-Dlaczego?
-Dlatego, że tu za chwile zaczynają się lekcje! - postawił mnie na ziemi i zaczął zapinać koszulę. Na odchodnym dodał jeszcze - I dodatkowe 5 punktów dla Gryffindoru, za wspaniałe całowanie. Ty na prawdę uroczo się rumienisz, Potti
Trzask drzwi przywrócił mi zdrowy rozsądek. Co ja odwalam?! Do tego z Malfoyem?! Nigdy nie pójdę do tego przeklętego pokoju!
-Jak ja go nienawidzę! - krzyknąłem do nie wiadomo kogo i wyszedłem z zamiarem wzięcia zimnego prysznica, ale za rogiem zobaczyłem znikającą sylwetkę Malfoya... Merlin jeden wie w jakim łóżku wyląduje tej nocy.
...

Wiem... Dziwny to to, ale jakoś tak mnie naszło to napisałam ^.^ Wiem, że pewnie ma ogromne błędy, jeśli chodzi o narrację, ale cały czas się szkolę i mam nadzieję, że da się to znieść... :C Przepraszam bardzo za tyle dni ciszy, ale wena mnie opuściła i nie miałam na nic pomysłu :CProszę o komentowanie i wytykanie błędów by następnym razem nie było ich aż tak dużo :*Kocham Was i przepraszam :c~Feniksa

niedziela, 3 listopada 2013

Jestem okropna... ._.

Ja wiem, że to jest chamskie, że tak milczę, ale to dlatego, że skupiam się tylko na 29 rozdziale ;_; Gdybym myślała o nowym opowiadaniu, to bym pewnie już dawno dodała, ale chcę dokończyć pierwszą historię...:c Bardzo przepraszam... Myślała, że w długi weekend więcej napiszę, ale wiadomo jak to jest we Wszystkich Świętych ._. Dzisiaj postaram się dużo napisać i jakby mnie nawiedził wen (za co bym się nie pogniewała) to nawet skończę dzisiaj :D Także trzymać kciuki i kopnąć wenę w dupcię jej seksowną i mieć nadzieję ^.^
Jeszcze raz bardzo przepraszam!
~Kochająca i błagająca o wybaczenie Feniksa

czwartek, 17 października 2013

PDAW: Rozdział 1: Nowy


Witam, oto nowy  nowego opowiadania :D Chyba prolog Wam jakoś za bardzo nie przypadł do gustu, bo nikt za bardzo nie komentował.... Oczywiście nie mam na myśli Patkazy i Weroniki <3, ten rozdział dedykuję Wam, bo jako jedyne wypowiedziałyście się na temat mojego nowego pomysłu i chyba tylko Was to zaciekawiło, bo nikt inny nie wyraził swojego zdania... No cóż... :c
Ps. PDAW - to skrót od "Pomiędzy dobrym a właściwym", czyli od nazwy nowego opowiadania, ten skrót będę umieszczać w każdym tytule nowego rozdziału, żeby było wiadomo co jest od czego ;)
Zapraszam do czytania i komentowania! Jeśli Wam się nie podoba coś, to również piszcie to być może zdołam się poprawić :)
Ps2: Jeśli nie czytałem prologu, jest poniżej.
...

Siedziałem w pokoju mojego apartamentu, który mieścił się w najdroższej dzielnicy Paryża. Można by zapytać kto taki jak Draco Malfoy robi w Paryżu, a raczej w mugolskiej dzielnicy Paryża. Proszę bardzo tu macie odpowiedź. Po wojnie, gdy słynny Złoty Chłopiec Gryffindoru, pokonał wielkiego Czarnoksiężnika by w czarodziejskim, jak i w mugolskim świecie, mógł zapanować spokój i harmonia, nasz ród nie był zbyt mile traktowany... Co z tego, że prawie przypłaciliśmy życiem przejściem na jasną stronę, skoro i tak nikt nam nie wierzył... Mojego ojca uważali nadal za spiskowca, który planuje wielki powrót Śmierciożerców, moją matkę za dziwkę Voldemorta, a mnie za ich syna, który zrobi wszystko o co go poproszą jego rodzice. Oczywiście nic z powyższych rzeczy nie ma miejsca. Mój ojciec - Lucjusz Malfoy wprost gardzi wszystkim co związane z Voldemortem i jego poplecznikami, moja matka - Narcyza Malfoy, długo leczyła się u najlepszego psychiatry po tym jak Śmierciożercy ją porwali i gwałcili po kolei, co skutkowało jej śmiercią. Od tego czasu mój ojciec robił wszystko, żeby tylko pokrzyżować plany Voldemorta i Śmierciożerców, a ja pomagałem mu jak tylko mogłem lecz i tak ludzie wiedzieli lepiej. Po wojnie już nie mogłem tego wytrzymać, więc przeprowadziłem się do Francji i zamieszkałem w Paryżu. Pracowałem tu jako adwokat i nie chwaląc się, byłem jednym z najlepszych i najdroższych. Tak, ja Draco Malfoy zatrudniłem się na mugolskim stanowisku, ale na prawdę to lubiłem i kochałem, ponieważ czułem, że po tym wszystkim co spotkało mnie w życiu, chcę by sprawiedliwość zawsze wygrywała i by ludzie nie musieli cierpieć tak jak ja, ale teraz siedziałem na kanapie przed kominkiem, spakowana walizka stała przy drzwiach, a ja czekałem na telefon, że taksówka czeka już na dole, by odwieść mnie na lotnisko. Postanowiłem wrócić do Anglii i nie uciekać już dłużej, bo przecież ja nie zrobiłem nic złego by ukrywać się przed tymi wszystkimi ludźmi. -Halo? -Taksówka już czeka, Panie Malfoy.
-Dziękuje, już schodzę. Nareszcie.Nie wiem dlaczego, ale bardzo lubiłem latać samolotem, a teraz miałem wymówkę, żeby użyć właśnie tego środka transportu. Zarzuciłem kurtkę na ramiona, wziąłem do ręki walizkę, w której miałem podstawowe rzeczy, resztę wysłałem już wcześniej, i opuściłem moje mieszkanie. ...Na lotnisku był tłum ludzi, pamiętam, że gdy trafiłem tu pierwszy raz, nie potrafiłem się w ogóle zorientować w terenie i miałem ochotę stąd uciec, ale dziś wiedziałem dokąd się kierować, by trafić potem do sali odlotów. Oczywiście sprawdzili moją walizkę, co mnie zawsze irytowało, no ale jak mus, oddać musiałem. Wreszcie nastąpił długo oczekiwany moment, wsiadam do samolotu, w którym stewardessy zajmowały się potrzebami innych ludzi, a ja mogłem się delektować lotem do Anglii..... 
Obudziłem się rano, dzięki mojemu budzikowi, który dawał znak, że wybiła siódma i czas zebrać swoje zwłoki z łóżka i udać się do łazienki. Przetarłem oczy i trochę się zdziwiłem, bo nie było Ginny, a ona rzadko wstawała o wczesnej porze.... Oby tylko nie zajmowała toalety, bo nie ręczę za siebie! Gotów do walki słownej, ruszyłem w kierunku łazienki, która okazałą się wolna.
-Przynajmniej nie będzie miał mi kto zrzędzić od rana - ucieszyłem się i poszedłem wziąć szybki prysznic. Od razu się ubrałem, uczesałem, jeśli tak to można ująć i zszedłem na dół z zamiarem przyszykowania sobie śniadania i ciepłej herbaty z cytryną. Tak, ja nie żyłem kawą, nie potrafiłem jej wypić rano, na pierwszym miejscu zawsze stała ciepła herbata z cytryną, a potem śniadanie ewentualnie, gdy po tym nie potrafiłem nadal się obudzić, mogłem wypić kawę, ale rzadko się to zdarzało.
Zszedłem schodami na dół i usłyszałem szum w kuchni, od razu sięgnąłem po różdżkę i już miałem rzucać zaklęcie, ale zorientowałam się na szczęście, że to Ginny.
-Dzień dobry kochanie - przywitała się wesoło.
-Dzień dobry... Mogłem Cię zabić... Co ty robisz o tak wczesnej porze na nogach?
-Chciałam Cię przeprosić przygotowując Ci śniadanie.
-Przeprosić? Za co?
-Za moje wczorajsze zachowanie... Nie powinnam tak na Ciebie naskakiwać... Proszę tutaj kanapki i herbata zaraz będzie - postawiła przede mną parujący kubek ze złotą zawartością, zaryzykowałem i spróbowałem.
-Pyszna, dziękuje kochanie - Oczywiście było to kłamstwo, herbata wcale pyszna nie była. Taką herbatę pili ludzie, którzy nie wiedzieli jak się ją powinno idealnie przygotowywać, czyli po mojemu: kubek, do którego wrzucamy torebkę z herbatą, w moim wypadku, trzy łyżeczki cukru i zalać wodą. Poczekać aż się dobrze zaparzy, pomieszać, ukroić plasterek cytryny, z którego trzeba wyciągnąć pestki, ponieważ dają one nieprzyjemny, gorzki smak, potem wyciskamy trochę plasterek łyżeczką i znów mieszamy. To nie fizyka kwantowa, a ona nawet nie potrafiła zapamiętać, że wolę gdy w kubku pływa cytryna... Wycisnęła jak zwykle sok z całego owocu i cytryna do wyrzucenia.
-Czyli przeprosiny przyjęte? Na prawdę mi przykro... - uśmiechnęła się delikatnie, a ja posadziłem ją sobie na kolanach i pocałowałem głęboko.
-Przyjęte - zachichotała uroczo i pobiegła do łazienki, a ja szybko zjadłem kanapki, wypiłem niezbyt udaną herbatę i wyszedłem do pracy.
...
-Draco! Wreszcie jesteś! - ojciec przytulił mnie z całych sił - Nutka! - skrzat pojawił się z głośnym pyknięciem. - Zanieść bagaże syna do jego pokoju.
-Oczywiście. - skrzatka skłoniła się nisko i zniknęła razem z moim bagażem.
-Stęskniłem się za Tobą.
-Ja za Tobą również Draco, na pewno jesteś głodny! Chodź, wszystko już czeka.
-Czuję, że mógłbym zjeść centaura...
-Nie dziwię Ci się, a skrzaty bardzo się postarały.
Weszliśmy do jadalni i od razu uderzył mnie zapach wykwintnych dań, zaburczało mi w brzuch co Lucjusz skwitował cichym śmiechem.
-Głodzili Cię tam?
-Na pokładzie samolotu nie mają nic wartego uwagi.
-Więc siadaj i jedz.
Pierwsze dwa dania spędziliśmy w ciszy delektując się smakiem potraw i dobrego wina, w końcu przyszedł czas na deser i mój ojciec przerwał ciszę.
-Draco.
-Słucham?
-Nie było Ci żal tego zostawić... Tyle się dorobiłeś. Własna kancelaria z renomą.
-Wiesz, że miałem powody, a Anglia też daje duże możliwości! - uśmiechnąłem się pewny siebie, ale wcale taki nie byłem.
-A nie boisz się reakcji tłumu? Głównie o to mi chodziło.... 
-Nie. Nie mogę przecież przez całe życie uciekać od opinii ludzi, na których mi nawet nie zależy. Jeśli im coś nie pasuje, niech sami wyjadą. - stwierdziłem - Już raz uciekłem przed nimi i wspomnieniami, drugi raz nie mam zamiaru. 
-Cieszę się, że tak uważasz, to bardzo dojrzałe - uśmiechnął się do mnie z dumą - Ale jeśli kiedyś zmienisz zdanie, to wiedz, że zawsze będę z Tobą. 
-Dziękuje, ojcze. 
-Wiesz, że nie lubię gdy tak do mnie mówisz... 
-Tato - poprawiłem się. 
-I niech tak zostanie - ucieszył się. - A właśnie! Spotkałem Blaise'a!
-Co u niego? Dawno go nie widziałem
-Chyba wszystko dobrze... Pytał się co u Ciebie i powiedziałem mu, że przyjeżdżasz. 
-I co? 
-Bardzo chciałbym się z Tobą jak najszybciej spotkać. 
-Też bym chciał... Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli dzisiaj bym do niego poszedł? 
-Ależ skąd! Dokończ tylko deser. 
-Oczywiście. 
-I proszę wrócić o przyzwoitej porze, Panie Malfoy! - pokiwał groźnie palec i zaśmiał się. Bardzo go kochałem. Tylu ludzi myślało o nim źle, ale był o jednym z najlepszych ojców jakich znałem. Zawsze się o mnie troszczył i bronił mnie, chodź nie raz ryzykował własnym życiem. Mimo iż nie byłem pewny czy wszystko uda mi się w nowym, a za razem starym miejscu, to cieszę się, że wróciłem, bo czułem, że zaczynam nowy rozdział w moim życiu. 
...
Drugi dzień od mojego przyjazdu. Niestety Blaise nie mógł się wczoraj spotkać, dopiero dzisiaj wieczorem, ale przynajmniej miałem czas by rozejrzeć się za pracą. Nigdy nie lubiłem z niczym zwlekać. 
-Draco! Przyjacielu! Kupę lat - przytulił mnie mocno na przywitanie.
-Też się cieszę, że cię widzę. I nigdy nie myślałem, że to powiem, ale stęskniłem się za tobą -uśmiechnąłem się szeroko.
-Ja za tą platynową czuprynką też! Ale nie potrafię zrozumieć jeden rzeczy... 
-Jakiej to?
-Co skłoniło takiego geja jak ty, do wyjechania ze stolicy mody! No i bądźmy szczerzy. Francuzi... Kurwa, Draco! 
-Pff... Przereklamowani. Bogaci z wyglądu, a puści w środku. Jeśli wiesz co mam na myśli. 
-Hahaha Draco. Nie bądź taki okrutny! Na pewno był ktoś wart uwagi.
-Jak chcesz to leć i sam sprawdź, ja w każdym razie, jestem gotowy do napisania zażalenia! -powiedziałem z oburzeniem.
-Hahaha już to widzę! Ja niżej podpisany, ubiegam się o odszkodowanie, za starty psychiczne, fizyczne i łóżkowe z powodu źle wyposażonych francuzów. Liczę na pozytywne rozpatrzenie mojej prośby. Draco Malfoy.
-Hm... Ciekawe, zastanowię się nad tym. 
-A tak serio, to masz coś na oku czy przyjechałeś w ciemno? 
-Raczej w ciemno. Dzisiaj przez cały dzień chodziłem i szukałem. 
-Coś ciekawego?
-Można tak powiedzieć, ale juto rano mają dać znać.
-To trzymam kciuki!
-Dzięki...
-A co jak nie wyjdzie? 
-Nie wiem. Wrócę chyba do Paryża. W każdym bądź razie, ojcu nawet o tym nie wspominałem. Mówiłem, że jestem dobrej myśli i takie tam, ale tak na prawdę to najbliższy okres czasu zdecyduje czy zostaję czy nie. 
-Mam nadzieję, że wszystko się uda, a przyjaciela będę miał na miejscu! - stuknęliśmy się szklankami z ognistą i jeszcze długo rozmawialiśmy.
...
-Harry! Żonka bardzo zła za późną porę powrotu? - szczerzył się Seamus.
-Narzeczona - poprawiłem - Jak przyszedłem to zrobiła aferę na pół osiedla, a rano przyrządziła mi przeprosinowe śniadanie. Nie wiem o co jej chodzi.
-Tylko tyle? - zdziwił się.
-A co jeszcze? 
-No może jakaś przeprosinowa pobudka, hmmm? 
-Finnigan, ty nie masz czegoś do roboty przypadkiem? - zapytałem retorycznie. 
-Już, już szefunciu! I tak dostanę to czego chcę! - uciekł przed nadlatującym w jego stronę długopisem, a ja zaśmiałem się głośno. Uwielbiałem tego człowieka.
-Harry! Harry! 
-Co jest? - zdziwiłem się na widok zdyszanego Rona.
-Nie... nie... nie uwierzysz kogo zatrudnili! 
...

Macie tak o by Was zaintrygowało kogo by tam mogli zatrudnić...  A tak w ogóle to mi smutno, bo nie komentujecie i nie wiem, czy nie podoba Wam się nowe opowiadanie czy po porostu nie chcę Wam się pisać... :C No nic... Liczę, że ten rozdział skomentuje więcej  osób niż prolog.
Bardzo proszę o wyrażanie swoich opinii! I mam nadzieję, że mnie nie opuściliście :C
~Kochająca Feniksa! <3




poniedziałek, 14 października 2013

Pomiędzy dobrym a właściwym: Prolog


Witam, jest to prolog do: Pomiędzy dobrym a właściwym. Tytuł może jeszcze ulec zmianie, bo nie jestem do niego w 100% przekonana. Spróbuję to pisać w narracji pierwszoosobowej, z punktu widzenia kilku postaci. No to chyba tyle jeśli chodzi o najważniejsze informacje, a i jest to oczywiście Drarry. Za pomoc przy nazwie tego opowiadania  z całego mego serduszka dziękuje Alex, mojemu Diabełkowi małemu :* <3
 Zapraszam do czytania i komentowania! 

...
I znów powrót do domu, koniec wolności, tej błogiej wolności... No cóż.. Wszystko co dobre, szybko się kończy. Kochałem te dni, w które musiałem wyjeżdżać na akcję, by zabić kilku Śmierciożerców czy innych psycholi. Oni na prawdę sądzili, że mają szansę się odrodzić z tych resztek, które im pozostały? No cóż... Jak mawiają nadzieja matką głupich, ale ja akurat byłem im wdzięczny, kiedy organizowali grubsze akcje, bo wtedy ja wyjeżdżałem na kilka cudownych dni... Pewnie się spytacie kto woli gonić za typami w czarnych kapturach od wylegiwania się przed kominkiem z kieliszkiem wina w dłoni u boku pięknej narzeczonej? Przekonacie się za trzy... dwa.. jeden.
-Harry?! - dobiegł mnie głos mojej jakże uroczej dziewczyny.
-Tak to ja.
-Wreszcie jesteś - nie ma to jak radość na widok ukochanego, co?
-Tak i żyję jak widać - pocałowała mnie lekko w policzek, a jej rude włosy opadły mi na twarz.
-Piłeś - stwierdziła.
-Taaa, byłem z Deanem w Trzech Miotłach.
-A ja tu czekam jak głupia! O 14 Hermiona dzwoniła i mówiła, że Ron wrócił, więc zrobiłam obiad i czekałam, ale ty oczywiście masz to gdzieś!
-Kochanie... Wiesz jakie te akcje są stresujące? Chciałem trochę odreagować, a Dean miał spra... - nawet nie dokończyłem, bo ona znów zaczęła.

-On jest ważniejszy od narzeczonej, która siedzi w domu?! Chciałeś się odstresować, tak? W domu też możesz się napić i odpocząć. 
-Przy Tobie? - dodałem pod nosem.
-Co powiedziałeś? 

-Że nie pomyślałem o tym...
-Oczywiście, że nie, no bo Ty myślisz tylko o sobie! Ja tu się zamartwiam, czekam z ciepłą kolacją, bo obiad już dawno wystygnął, a ty co?! Oczywiście kumple ważniejsi!! - Mniej więcej, zawsze od tego momentu dolatywało do moich uszu coś w stylu bla, bla bla... Wyłączałem się po prostu. Teraz już chyba wiecie dlaczego kochałem parę dni wolności? Kto by ich nie ubóstwiał... W tej chwili pewnie zapytacie dlaczego z nią jestem? Otóż Ginny nie zawsze była taką... No powiedzmy to sobie szczerze suką. Kiedyś była miłą, zabawną dziewczyną, z którą można było gdzieś wyjść i się dobrze bawić, ale od roku jest nie do wytrzymania. Krzyczy o wszystko, rozmowy coraz częściej zamieniają się w kłótnie... Mógłbym od niej odejść, ale jestem już z nią tyle lat, że była by to dziwna sytuacja, a do tego państwo Weaslyowie... Tyle dla mnie zrobili i kocham ich jak własnych rodziców... Znienawidziliby mnie, gdybym zostawił ich jedyną córkę... A Ron? Nie mógłbym zaprzepaścić przyjaźni z nim... Dlatego byłem skazany na nią... No chyba, że ona umrze, ale nie mogę życzyć własnej narzeczonej śmierci... Prawda? 

-Jest może coś do jedzenia? - zapytałem kiedy wreszcie skończyła swój monolog.
-Nie ma, zjadłam sama, a to co było dla ciebie wyrzuciłam. Gdzie ty się znowu wybierasz?!
-Na miasto. Jestem głodny. 

-Kiedy wrócisz?
-Nie wiem. - trzasnąłem drzwiami, wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Rona. Mieszkaliśmy w mugolskiej wiosce, dlatego działały.

-Masz czas gdzieś wyjść? 
-Przepraszam, ale długo nie widziałem się z Mioną i wiesz...
-Nie no pewnie, to do następnego. 

A więc Ron odpada, to może Seamus. 
-Siema, może chcesz wyskoczyć na miasto, teraz. 
-Pewnie, gdzie?
-W Jezz Club? 

-Zaraz będę. - po chwili mój stary przyjaciel pojawił się przede mną z cichym trzaskiem.
-Dzięki.
-Nie ma sprawy, przecież nie będę siedział sam w domu, nie? No to co chcesz robić?

-Coś zjeść, to na pewno. 
-A co? Ginny cię głoduje haha?
-Można by tak powiedzieć... 

-Kto by się spodziewał... 
-Ja na pewno...
-Dobry wieczór, coś podać? 
-Ja poproszę spaghetti - poinformowałem młodego kelnera.
-Dla mnie może być to samo.
-Coś do picia? 
-Prosimy, jakieś dobre, ale na prawdę dobre czerwone wino, zdam się na pański gust. 
-Oczywiście, już się robi. 
... 
-Bleeech... Ostatni raz zdaję się na pański gust. - powiedziałem, gdy kelner przyszedł z kolacją i winem.
-Dla mnie jest okej... 
-Seamus... Przecież to wino kompletnie nie pasuje do tego dania! 
-Przykro mi, ale nie jestem takim wykwintnym smakoszem jak co poniektórzy hehe. 
-Za co mu płacą...
-Nie marudź tylko jedz, bo Ci wystygnie. 
...
Wieczór minął jak z bicza strzelił i zanim się obejrzałem już musiałem wracać do domy, bo jutro miałem z samego rana wstać do pracy. Pożegnałem się z Finniganem i teleportowałem się przed dom. Otworzyłem drzwi kluczem, zdjąłem w przedpokoju buty i na palcach przeszedłem do sypialni. Na szczęście Ginny już spała, więc rozebrałem się do bielizny i wślizgnąłem pod kołdrę. Prawie od razu zapadłem w głęboki sen.

...

Wiem, że krótko, ale to prolog, więc proszę nie bić! A i tak w stosunku do niektórych prologów jest długi o_O
Przepraszam jeszcze raz za opóźnienia z 29 rozdziałem, ale ja go piszę, tylko jest tak rozległy, że ciężko mi to idzie... :c Przepraszam!
Dziękuje za ponad 10tys wyświetleń! Jesteście najlepsi! <3  I za liczne komentarze! Dziękuje Wam bardzo <3
Bardzo proszę o wyrażanie swoich opinii!
Ps. Chcecie, że akcja zaczęła się późno czy w miarę szybko? Nie chodzi mi tu o to, że w 3 rozdziale Harry i Draco nagle love forever! Nie nie xD Tylko chcę wprowadzić Draco i tajemniczego kogoś... Przekonacie się sami kto to jest ^^  Komentujcie, komentujcie 

A tutaj możecie się więcej o mnie dowiedzieć i pooglądać fajne rzeczy *0* http://drarry.pinger.pl/

 ~Feniksa <3

niedziela, 13 października 2013

Zeby nie było Wam smutno :*

Z powodu tego, że ten rozdział wyjdzie bardzo długi to jutro, albo dzisiaj, jak dobrze pójdzie, dodam już prolog do nowego opowiadania, Drarry of course ^^
Przepraszam, że ten rozdział tyle czasu zajmuje, ale ja piszę i piszę i nic... :c
Mam nadzieję, że jeszcze oczekujecie na mój powrót!
Kocham Was mocno i ciszę się bardzo, że licznik odwiedzin tak szybko rośnie w górę, jesteście najlepsi!! Jak zobaczyłam to 10 tys  to prawie z krzesła zleciałam, nigdy nawet nie pomyślałam, że mogłabym mieć tyle odwiedzin :o Dziękuje Wam bardzo!
Ps. Mam nadzieję, że tą informacją zmieniłam trochę waszą złość, za ciszę na blogu :*
~Feniksa

sobota, 5 października 2013

Zła autorka..

Przepraszam za takie opóźnienie!! Ale nie mam czasu praktycznie na nic... :c Nawet na stronce nic nie wrzucam (tej na fb). Mam nadzieję, że nikt nie ma myśli, że ona porzuciła bloga... Nic z tych rzeczy! Rozdział będzie dodany na 100% tylko jeszcze nie wiem kiedy, bo moja wena pozostawia wiele do życzenia... =,= Nie lubię jej jak sobie nagle tak idzie i nawet nic nie powie :c
Bardzo Was przepraszam za takie późnienie... Niestety wiem jak to jest, gdy z utęsknieniem czeka się na kolejną notkę, a jej nie ma.. :c Możecie mnie zlinczować, pozwalam! Może mi z wrażenia wena wróci jak Was zobaczę z pochodniami pod moim oknem xD
Jeszcze raz bardzo przepraszam i postaram się jak najszybciej napisać...
Ps. Bardzo... ale to baardzo zmalała ilość dziennych odwiedzin i mi smutno :C Ale mam nadzieję, że stali czytelnicy nie porzucili jeszcze mojego bloga... :c
Kocham Was mocno!
~Feniksa

piątek, 20 września 2013

Rozdział 29: Bal Jesienny część 1

Przepraszam, że tak długo! Wybaczcie :(

Jakoś mi tak smutno, jak pomyślę, że tylko Epilog został... :(  Ech... Chyba niektórzy stali czytelnicy odeszli, bo ich ostatnio nie widzę w komentarzach... :( Ale i tak ich kocham, że tak długo, ze mną wytrzymali, a Was normalnie podziwiam :D No to zapraszam do czytania i komentowania ;)

...
Gryfon obudził się pierwszy i kiedy zobaczył wtulającego się w niego tak ufnie Dracona, to serce prawie mu się rozpłynęło z nadmiaru miłości. Blond głowa spoczywała na jego klatce piersiowej, a on sam obejmował jego szczupłe ciało rękoma, więc nie było szans by wstać i nie obudzić chłopaka..., lecz na zegarku widniała już dziewiąta rano, co oznaczało, że za godzinę uczniowie, będą wyruszali do Hogsmeade, by kupić ostatnie dodatki na dzisiejszy bal. Dziewczyny zapewne nakupią rożnych spinek, kosmetyków, wstążek i innych dziwnych rzeczy... W sumie Harry mógłby olać to wyjście, gdyby tak jak reszta chłopaków, zabrał z domu szatę wyjściową, albo kupił ją wcześniej, ale nie, jak zwykle zostawił wszytko na ostatnią chwilę. Pocieszała go jednak myśl, że Ron również nie miał co na siebie włożyć, więc nie będzie samotny, co niestety nie zmieniało faktu, że teraz musi zbudzić swojego kochanka. Zaczął głaskać go czule po głowie i powiedział:
-Draco...
-Mmm? - odpowiedział mu zaspany głos.
-Muszę już iść...
-M-m - Ślizgon my okazać swój przeciw, objął go z całej siły w pasie.
-Muszę...
-Dlaczego?
-Ponieważ nie mam się w co ubrać na bal...
-Nie puszczę Cię... Chyba, że się wyśpię.
-No to pójdę na bal w dresach... Na pewno lepiej się w nich tańczy... - zastanawiał się na głos Gryfon.
-Wiesz co... To może lepiej idź...
-Wstydziłbyś się mnie!?
-Nie, nie... Jakbym śmiał... Tylko w dresie nie pasowałbyś do mojego jedwabnego garnituru...
-Garnituru?! Do mugolskiego garnituru?! - Harry miał taki wyraz twarzy jakby ktoś mu powiedział, że jutro ma być Gwiazdka i to nie był wyraz szczęścia tylko wielkiego zdumienia.
-Czemu się tak dziwisz? - zapytał jak gdyby nigdy nic.
-Hm... pomyśli... - brunet udawał, że się nad czymś ciężko zastanawia. - Może dlatego, że to mugolski produkt? A ty nienawidzisz mugoli, pamiętasz?
-Hm... W sumie racja, ale w takim garniturze szytym na miarę... Wyglądam jak bóg seksu... - rozmarzył się blondyn.
-Jak zwykle skromny.
-Oczywiście - uśmiechnął się zadowolony z siebie.
-Dobra to ja spierniczam, bo pójdą beze mnie... - cmoknął Ślizgona przelotnie w policzek i ruszył w kierunku drzwi.
-Ej! Chcę więcej!
-Jak poczekasz będzie smakować lepiej... - zamruczał Harry, a Draco zrobił minę naburmuszonego dziecka i skrzyżował ręce na piersi.
-Ugh.... Nienawidzę go.. . - mruknął do siebie Draco, gdy drzwi zamknęły się za Harrym z cichym trzaskiem.
...
Potter wszedł zdyszany do Pokoju Wspólnego, a wszystkie twarze zwróciły się w jego kierunku. Każdy po kolei zlustrował go wzrokiem i zaczęli parskać śmiechem, a nie było to dziwne, bo wyglądał jak wyglądał. Koszulę miał całą pomiętą. krzywo zapiętą i powyciąganą ze spodni. Włosy miał potargane bardziej niż zwykle, policzki zaczerwienione, oczy mu błyszczały z pożądania, a na szyi miał widoczne malinki.
-Yyy o co chodzi? - zapytał się zebranych ludzi w pokoju.
-No Harry, Harry, Harry... Jak się spało.. A raczej nie spało, jeśli wiesz co mam na myśli - śmiał się Seamus.
-Doskonale. Dziękuję. - Gryfon chciał udawać, że nie wie o co chodzi, ale zdradziły go szkarłatne policzki.
-To widać hehe
-To ja pójdę się przebrać. - powiadomił ich i szybko pobiegł do sypialni.
-Yy Harry co się... Nie! Nie chcę wiedzieć! Poczekam na dole... - zawiadomił go Ron i uciekł z sypialni.
-Okeeej... - powiedział brunet sam do siebie i zaczął szukać świeżych ubrań. Wybrał czystą białą koszulę, bieliznę, szkolne szaty, a następnie udał się do łazienki. Stanął przed lustrem i teraz już wiedział dlaczego reakcja ludzi była jaka była. Ugh... zabiję go... - pomyślał gdy zobaczył swoją szyję całą usianą malinkami.
Ściągnął wszystkie swoje rzeczy i w tym momencie sławił Merlina za to, że nikt z Gryfonów nie ma rentgenu w oczach... Malinki to nic... Gdyby zobaczyli t wszystkie zadrapania , w szczególności na plecach lub siniaki na jego rękach zostawione przez dłonie pewnego arystokraty...
-Zabiliby mnie... - powiedział głośno i wszedł pod prysznic. Na początku ciepła woda wywołała nieprzyjemne szczypanie na świeżych ranach, ale po chwili wszystko minęło. Szybko się umył, założył świeże ubrania, zabrał pieniądze z kufra i zszedł na dół.
-To co, gotowy? - zapytał Ron.
-Ta jasne, chodź - I wyszli.
Chłopcy byli pewni, że tylko oni będą reprezentowali płeć męską podczas tego wyjścia, ale czekała ich niespodzianka, ponieważ chłopców było więcej od dziewczyn!
-Jak coś znajdziemy to będzie cud... - powiedział zrezygnowany rudzielec.
-Ron... Wysłałeś swoje wymiary do Madame Malkin jak Ci mówiłem, prawda? - zapytał zaniepokojony Harry.
-Yyy... No... - jąkał się Gryfon.
-Zabijcie mnie... Stary jak ty teraz chcesz coś znaleźć skoro jest tyle ludzi?!
-No sorry...
-Dobra coś wymyślmy... Ale najpierw odbierzemy moją szatę, bo jestem umówiony na 12.
-Gdzie?
-W De Frasco
-CO?!
-Coś nie tak z tym sklepem? - zmartwił się zielonooki.
-Nie tylko jest on jednym z najdroższych, a tobie jakoś nigdy nie zależało, żeby nosić ciuchy od najlepszych projektantów...
-Ale widziałem ich projekty i uwierz, że warto wydać tam pieniądze...
-Widziałem tam już nie raz Malfoya... Po tej arystokratycznej fretce bym się tego spodziewał... Ale po tobie... No muszę powiedzieć, że mnie zaskoczyłeś!
-Mógłbyś tak nie nazywać Draco, przynajmniej przy mnie...? - zapytał błagalnie Harry.
-Sorka... Jeszcze się nie przyzwyczaiłem... A ty serio go lubisz?
-Ja go kocham, Ron... - zmieszał się Potter.
-Nie mogę sobie tego wyobrazić... Przecież to egoista... arystokrata od siedmiu boleści...
-Zmienił się i uwierz, że gdybyś go bliżej poznał z pewnością byś go polubił.
-Tssssa raczej nie... O patrz! Twój sklep.
-Wchodzisz ze mną?
-Nie dzięki, poczekam na ławce.
-Ok, to ja zaraz wracam.
...
-Panie Potter! Szata gotowa, tylko proszę by Pan ją przymierzył, jeśli coś będzie nie tak, na miejscu wykonamy poprawki. - poinformował go sprzedawca.
-Oczywiście, gdzie znajdę przymierzalnie?
-W tamtym prawym rogu.
-Dziękuję.
...
Harry szybko założył nową, czarną szatę i przejrzał się w lustrze. Powiedzieć, że wyglądał olśniewająco to wielkie niedopowiedzenie. Szaty leżały na nim idealnie. Szata przypominała mugolski frak, jednak dało się dostrzec różnice. Spodnie były czarne tak samo jak góra stroju, nie licząc mankietów i klap, które były otwarte i nacięte koloru borowego wykonanych z satyny, tak samo jak podszewka "marynarki". Koszula była biała i wykonana z jedwabiu, wzmocniona zaklęciami, a wszystko dopełniała czarna mucha.
Wyszedł z przebieralni, a projektant zaniemówił z wrażenia.
-To jest... och Po prostu piękne, nie pamiętam kiedy nie musiałem dokonywać poprawek... Leży na Panu jak druga skóra... - zachwycał się mężczyzna.
-Jest po prostu idealny, bardzo dziękuje. Pójdę się już przebrać. - poinformował go Harry.
-Dobrze, a ja wyślę kogoś by zapakował szatę.
...
Wyszedł ubrany w szkolne szaty, a swój wieczorowy strój oddał jakiejś młodej kobiecie, odpowiedzialnej za pakowanie. Całość zapłacił przy kasie i wyszedł z czarnym workiem wiszącym na wieszaku, który potraktował zaklęciem zmniejszającym i wysłał do swojego dormitorium.
-I jak? Załatwiłeś? - zapytał się Ron.
-Pewni, teraz idziemy załatwić Ciebie.
-Załatwić? Na Merlina co Ci zrobiłem, że chcesz się mnie pozbyć, Harry!! - żartował rudzielec.
-Wyzwałeś miłość me go życia!! Nie zostawię tak tego! Zemsta to słodka rzecz błahaha!
-Pozwól mi się chociaż pożegnać z rodziną!
-Nigdy! A teraz chodź! Musimy Ci wybrać strój do trumny!
-Hahahah o ile coś zostało... - skrzywił się Ron.
-Jak nie... To Mionka cię zabije - uśmiechnął się brunet.
-Nie ma jak pocieszenie...
...
Stanęli przed wejściem pod sklepem Madam Malkini i ku ich przerażeniu w sklepie były tłumy.
-Jest sens by w ogóle tam wchodzić?
-Nie marudź Ron... Widzisz? Wszyscy głównie odbierają wcześniej zamówione stroje...
-No iii?
-To znaczy, że były szyte na miarę, a to znowu znaczy, że na sklepie są do kupienia gotowe szaty, chodź! - powiedział optymistycznie Potter.
-No ok.
...
O ich wejściu sprzedawczynię powiadomił brzdęk, małego, złotego dzwoneczka.
-Witam, Panowie byli umówieni? -zapytała kobieta w średnim wieku.
-Nie, ale kolega chciałby coś dla siebie wybrać. - uśmiechnął się przyjaźnie brunet.
-Och... Niestety nie ma szans byśmy dziś zdążyły coś uszyć...
-A nie ma możliwości zakupu czegoś gotowego? - dopytywał Ron.
-Ymm... Powinno coś zostać, proszę za mną - chłopcy z ulgą ruszyli za kobietą, a przed ich oczami ukazały się szaty w przeróżnych wzorach, kolorach i rozmiarach.
-Proszę bardzo, a tam znajdą Panowie przymierzalnie. Jeśli będziecie czegoś potrzebować to proszę wołać.-uśmiechnęła się miło i odeszła.
-To czego szukasz?
-Zwykłej czarnej szaty.
-Hm... Ta powinna być dobra. Idź przymierz, a ja jeszcze czegoś poszukam...
-Ugh... Nienawidzę zakupów... - ubolewał Ron.
-Nie marudź tylko idź.
W czasie gdy Weasley się przebierał, Harry znalazł dwie gustowne i podał je przyjacielowi.
-Ubrałeś już tą pierwszą?
-Tsa, ale wyglądam jak kretyn...
-Może wyjdziesz i się pokażesz to ja zdecyduję? - zaproponował Gryfon.
-Ta da!! - zironizował rudzielec.
-Wyglądasz bardzo dobrze, nie wiem o co Ci chodzi...
-Nie cierpię taki sztywnych ciuchów...
-To idź załóż inne.
-Muszę?
-Tak, bo jak coś będzie nie pasować to Hermi na mnie się rzuci... No idź już! - wepchał na siłę kumpla do małego pomieszczenia.
...
-Już?
-Tak. - odpowiedział niezadowolony Gryfon i wyszedł by pokazać się Harremu.
-Yyy... Ten na pewno nie... Wisi na tobie jak worek, idź przymierz ostatnią. - rozkazał.
-Co tylko rozkażesz! - skłonił się Ron i zniknął za czarną kotarą.
...
-A ta, jak?
-Bingo! Bierzemy tą! Wyglądasz... No zajebiście po prostu!
-I nie mówisz tego, bo masz dosyć zakupów jak na jeden dzień?
-No coś ty! Na prawdę wyglądasz świetnie! Hermiona będzie wniebowzięta! Idziemy do kasy!
-Sławić Merlina!
...

Mam napisany dalszy ciąg, ale oczywiście nie całość... Gdybym chciała dodać cały to raczej tak do końca następnego tygodnia trzeba by było poczekać, no chyba, że bym miała cały wolny weekend to bym napisała... Ale na pewno nie był by wolny.... :( Bardzo Was przepraszam, że tak długo i mam nadzieję, że jeszcze ktoś czeka na nowy rozdział :< Taki trochę bez wyrazu, no ale przyjaciółki powiedziały, że jak nie podzielę na połowę to mnie zabiją czy cuś... :< Nie chcę umierać jeszcze... :o Jeszcze raz bardzo, bardzo, bardzo przepraszam x100000000000 i zapraszam do komentowania :*~Błagająca o wybaczenie Feniksa :*
Ps. No i oczywiście kocham was bardzo :D